łości, za tydzień wybieramy się przecie w daleką podróż, a ty potrzebujesz wszystkich sil twoich.
— Kto wie czy to będzie daleka podróż? powiedziała półgłosem kreolka, jakby do siebie.
— Ależ ja wiem! odparł Kamil, który nie zrozumiał myśli amerykanki, ja, który cztery czy pięć razy odbywałem podróż z Paryża do Luizjany, i ty sama, która ze mną przebywałaś tę drogę, powinnaś wiedzieć jak długo ona trwa?
— Kochaliśmy się, Kamilu! odrzekła uśmiechając się gorzko amerykanka, więc podróż wydawała mi się krótką.
— Postaram się, żeby ci jeszcze krótszą się wydała! powiedział uprzejmie Kamil, całując ją znowu w czoło. Z tem wszystkiem dobranoc ci moje dziecię; nabiegałem się dzień cały, jestem zmęczony i ogromnie spać mi się chce.
— Dobranoc, Kamilu, rzekła chłodno pani de Rozan.
Szlachcic amerykański poszedł do swego pokoju, nie zauważywszy wcale pomieszania i bladości żony.
Nazajutrz z rana kreolka wraz z panną służącą wsiadła do dorożki i kazała się wieźć do księgarni w Palais-Royal, gdzie chciała kupić książkę pocztową. Zapłaciwszy za książkę, wsiadła znów do dorożki i kazała jechać do zakładu gdzie powozy wynajmują.
Woźnica zaciął konie i skierował w ulicę Pepiniere.
— Panie, rzekła kreolka do powoźnika, potrzebuję karety podróżnej.
— Mam ich kilka w składzie, odpowiedział tenże, czy pani zechce obejrzeć?
— Niepotrzeba, spuszczam się na pana.
— Jakiego koloru?
— Wszystko mi jedno.
— Na ile osób?
— Na dwie.
— Pani potrzebuje karety mocnej?
— Wszystko mi jedno.
— Czy to w daleką podróż?
— Nie, sześćdziesiąt mil.
— Może pani pilno dostać się na miejsce?
— Tak jest, bardzo pilno, odrzekła kreolka.
— Pani potrzebuje bardzo lekkiej karetki, podjął wynajmujący, właśnie mam taką.
— Dobrze! A teraz zkąd wziąć koni?
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2055
Ta strona została przepisana.