Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2059

Ta strona została przepisana.

— Ile plącą ci rocznie w tym hotelu?
Pokojówka nieprzygotowana była na takie pytanie, wahała się więc z odpowiedzią. Zapewne wyobraziła sobie, iż młoda i bogata cudzoziemka chce ją wziąć w służbę. Postąpiła jak powoźnik, gotując się powiększyć w dwójnasób rzeczywiste zasługi. Milczała więc czas jakiś.
— Czyś mnie zrozumiała? zapytała pani de Rozan niecierpliwie. Pytam się, ile ci tu płacą?
— Pięćset franków, odpowiedziała pokojowa, nie licząc w to małych datków od podróżnych, prócz tego mam pożywienie, mieszkanie i pranie.
— To mnie nie obchodzi, odrzekła kreolka, która tak jak wszyscy ludzie, zajęci pewną upartą myślą, najzupełniej nie zważała na wybieg pokojówki; czy chcesz zarobić pięćset franków za pięć minut?
— Pięćset franków za pięć minut? powtórzyła pokojowa, spoglądając na panią de Rozan.
— Bezwątpienia.
— A co potrzeba zrobić, powiedziała pokojowa, żeby tak prędko tyle dostać pieniędzy?
— Nic osobliwego, moja panno. Dwadzieścia minut, a najwięcej pół godziny temu, dwoje podróżnych przyjechało tu do hotelu.
— Tak jest, pani.
— Młody pan i młoda dama, nieprawdaż?
— Mąż i żona, tak pani.
— Mąż i żona! szepnęła kreolka przez zaciśnięte zęby. Gdzie ich pomieszczono?
— W końcu korytarza, pod numerem 23.
— Czy jest pokój przylegający do ich sypialnego pokoju?
— Jest, ale zajęty.
— Ja chcę tego pokoju, moja panno.
— Ale to niepodobna, proszę pani.
— Dlaczego?
— Zajęty jest przez kupca, dla którego zostawiają ten pokój, a ponieważ się do niego przyzwyczaił, nie zgodzi się go opuścić.
— Trzeba jednakże, żeby go opuścił, wymyśl środek; jeżeli mi dasz ten pokój, to dwadzieścia pięć luidorów do ciebie należą.
I kreolka wyjęła dwadzieścia pięć sztuk złota i pokazała je pokojówce.