Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2067

Ta strona została przepisana.

źliwie się śmiejąc, sądzisz, że wpadnę w te grube sidła? Czyś mi nie przysięgał także, że wyjedziemy za ośm dni?
— Przed Bogiem, Dolores, przysięgam ci, że za dziesięć minut będę z tobą.
— Nie wierzę już w nic, Kamilu, a tyś nigdy w nic nie wierzył, odpowiedziała uroczyście kreolka.
— A więc, kiedy tak, to cóż chcesz nareszcie? zawołała panna de Valgeneuse.
Pani de Rozan nie raczyła odpowiedzieć.
— Mówię ci raz jeszcze, Zuzanno cicho bądź! wyrzekł Kamil. Potem, zwracając się do żony: Jeżeli nie chcesz, żebym się złączył z tobą gdziekolwiekbądź, jeżeli nie chcesz, żebym się wytłómaczył przed tobą, to cóż chcesz wreszcie?
— Kamilu, powiedziała pani de Rozan, wyjmując z ponurym spokojem sztylet z za sukni, przyszłam tu z zamiarem, żeby zabić ciebie i tę kobietę; lecz kilka słów, które usłyszałam z pokoju, w którym się ukryłam, zmieniły moje postanowienie.
Uroczysty ton, którym pani de Rozan wymówiła te ostatnie wyrazy, jej pełna powagi postawa, burza wezbrana na czole, oczy rzucające błyskawice, sztylet konwulsyjnie ściśnięty w ręku, nakoniec ponura gwałtowność, którą była przejęta, wznieciły wielką trwogę w dwojgu winowajcach, których dłonie splotły się mimowoli.
Pierwszą myślą Zuzanny, a raczej zmysłem zachowawczym, było rzucić się na panią de Rozan i wyrwać jej za pomocą Kamila sztylet, lecz ściśnienie ręki Kamila powstrzymało ją.
Widząc przytem, że nie potrzebował się obawiać tego, czego bał się wprzód, Kamil powstał i wyciągnął rękę, żeby uskutecznić zamiar Zuzanny.
Lecz kreolka zatrzymała go spojrzeniem.
— Nie zbliżaj się, Kamilu! powiedziała, nie próbuj wyrwać mi sztyletu, lub, klnę się na honor, zabiję cię jak gadzinę jadowitą!
Kamil cofnął się w tył, tak wielką spostrzegł determinację we wzroku pani de Rozan.
— Proszę cię, Dolores, posłuchaj mnie! powiedział.
— A! ty się boisz! zawołała drwiąc panna de Valgeneuse.
— Jeszcze raz, cicho bądź, Zuzanno! powiedział surowo