Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2070

Ta strona została przepisana.

śmierci, a ponieważ nie dosyć ci widma Kolombana, chcę, żebyś miał także widmo Dolores.
I mówiąc te słowa, kreolka, która od pewnej chwili szukała lewą ręką miejsca, gdzie biło jej serce, oparła na niem koniec sztyletu, który trzymała w prawej dłoni i bez żadnego wysilenia, żadnego nie wydając krzyku, zatopiła aż po rękojeść ostrze w swem sercu.
Krew trysnęła aż na twarz Kamila, który, uczuwając ten ciepły, śmiertelny płyn, wzniósł obie ręce do czoła i odjął je wilgotne i zakrwawione.
Zuzanna nie traciła z oczu ruchów młodej kobiety; od pewnej chwili, jak powiedzieliśmy, wszystko odgadła.
Oboje, Zuzanna i Kamil, wydali każde krzyk różnobrzmiący. Głos Kamila przejęty był zdziwieniem, przerażeniem, osłupieniem. Głos Zuzanny był to wyraz okrutnej radości.
Pani de Rozan tak szybko padła na kobierzec, że Kamil, który rzucił się do niej, zapóźno ręce wyciągnął, żeby ją podtrzymać.
— Dolores! Dolores! zawołał drżącym głosem.
— Żegnam cię! powiedziała młoda kobieta słabym głosem.
— O! powróć do życia! szepnął Kamil, przyczepiając się do tego ciała, które zdawało się umierać bez konania; całując szyję, ramiona, którym krew, dobywająca się kłębami z rany, nadawała gładkość, i barwę marmuru.
— Żegnam cię! powtórzyła kreolka tak cichutko, że Kamil usłyszał ją zaledwie. Lecz czyniąc wielkie wysilenie głosem najwyraźniejszym: Przeklinam cię! dodała. I upadła nieruchoma.
Oczy jej zamknęły się jak kielich powoju, gdy wieczór się zbliża.
Umarła.
— Dolores, mój aniele! zawołał młody człowiek, którego ta gwałtowna śmierć, tak nagła, tak niespodziewana, tak odważna, napełniała przerażeniem i uwielbieniem zarazem; Dolores, ja ciebie kocham. Ja ciebie tylko kocham, Dolores, Dolores!
I zapomniał o Zuzannie, która siedząc na brzegu łóżka, patrzała chłodno na tę straszną scenę, a nareszcie przypomniała Kamilowi o obecności swojej tak świętokradzkiem szyderstwem, że tenże, odwracając się do niej: