Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2077

Ta strona została przepisana.

wzrokiem rozkochanej gołębicy, mój przyjacielu, jesteśmy już nie młodzi.
— Do kogo to mówisz, margrabino, odpowiedział, a raczej westchnął generał.
— Godzina zadosyć uczynienia za błędy naszej młodości, ciągnęła dalej pani de la Tournelle, nastrojona na ton wzdychający i pobożny, wybiła dla mnie oddawna: czynie wybije ona i dla ciebie nareszcie, mój przyjacielu?
— Co właściwie nazywasz godziną zadosyć uczynienia, margrabino? zapytał niedowierzająco i marszcząc brwi hrabia Herbel, na którym to zegarze słyszałaś, że wybiła?
— Czyż to nie czas, generale, przypomnieć nam sobie, iż w młodości naszej kochaliśmy się czule?
— Mówiąc otwarcie, margrabino, nie sądzę, żeby na czasie było przypominać.
— Więc zaprzeczysz może, żeś się we mnie kochał?
— Nie zaprzeczam, margrabino, lecz puszczam w niepamięć.
— Zaprzeczysz może praw, jakie mam do twej pamięci?
— Najzupełniej margrabino, nastąpiło przedawnienie.
— Stałeś się bardzo przewrotnym, mój przyjacielu.
— Pani wiesz, że djabli na starość stają się pustelnikami, a ludzie djabłami. Ażeby cię przekonać, margrabino, mogę ci pokazać moje nogi z kopytami.
— Więc nic sobie nie wyrzucasz?
— I owszem, margrabino, mam jeden wyrzut.
— A jaki?
— Ten, że pozwalam pani tracić drogi czas napróżno.
— Jest to wyraźny sposób wyprawienia mnie, rzekła rozgniewana margrabina.
— Wyprawienia ciebie, margrabino! zawołał dobrodusznie hrabia Herbel. Wyprawienia ciebie, powtórzył. Jakiż to brzydki wyraz wyrzekłaś. Kto tu u djabła myśli cię wyprawiać?
— Ty! odpowiedziała pani de la Tournelle, ty, który od czasu, jak przyszłam, same mi tylko mówisz niegrzeczności.
— Przyznaj margrabino, że wołałabyś zapewne gdybym je czynił?
— Nie rozumiem pana! żywo przerwała pani de la Tournelle.
— Co właśnie jest dostatecznym dowodem, margrabino,