Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2078

Ta strona została przepisana.

żeśmy oboje przebyli już wiek, w którym czynią się głupstwa, nie zaś mówią.
— Powtarzam ci, że jesteś człowiekiem przewrotnym, i że ani śluby, jakie czynię na twoją intencję, ani modlitwy moje nie zbawią cię.
— Jestem więc istotnie nad przepaścią, margrabino?
— Jesteś więcej niż w połowie potępiony!
— Doprawdy!
— Widzę już z góry, jakie miejsce zajmiesz w życiu nieśmiertelnem.
— Czy mówisz o piekle, margrabino?
— Zapewne, że nie o raju.
— Pomiędzy piekłem a rajem jest jeszcze czyściec, margrabino, i jeżeli ty mnie doń nie sprowadzisz w tej chwili, to wyznacz mi łaskawie w nim miejsce na tamtym święcie, żebym mógł rozmyślać nad błędami popełnionemi tu na ziemi!
— Tak, jeżeli się upokorzysz.
— W jaki sposób?
— Wyznając swe winy i naprawiając je.
— Więc to jest winą, żem się w pani kochał, margrabino? wyrzekł z galanterją hrabia Herbel. Przyznaj sama, iż wcalebym się nie spisał, gdybym tego żałował.
— Możnaby winę tę wynagrodzić.
— Widzę, na co się zanosi, margrabino; chcesz mnie wyspowiadać i kazać potem pokutować; jeżeli nie będzie to przechodzić moich sił, przysięgam ci imieniem szlacheckiem, że pokutę spełnię.
— Żartować będziesz aż do ostatniej chwili życia! powiedziała margrabina z gniewem.
— O! i jeszcze długo potem, margrabino.
— Nareszcie mów, czy chcesz, czy niechcesz uczynić zadość swoim błędom?
— Wskaż mi środek?
— Ożeń się ze mną.
— Nikt nie naprawi błędu, popełniając drugi, kochana przyjaciółko.
— Jesteś niegodny!
— Niegodny zaślubić panią, zapewne.
— Odmawiasz więc?
— Niezachwianie. Jeżeliby to miało być nagrodą, uważałbym ją za małą, jeżeli zaś karą, uważałbym ją za wielką.