W tej chwili twarz starego szlachcica tak gwałtownie się wykrzywiła, że margrabina de la Tournelle zadrżała mimowoli.
— Co tobie, generale, zawołała.
— Przedsmak piekła, margrabino, wyrzekł hrabia Herbel, uśmiechając się smutno.
— Bardzo cierpisz?
— Okropnie, margrabino.
— Czy chcesz, żebym kogo zawołała?
— Nie potrzeba.
— Czy mogę ci w czem przyjść w pomoc?
— Zapewne.
— Jakim sposobem?
— Odchodząc, margrabino.
Nie dwuznaczny sposób, z jakim wymówione zostały ostatnie słowa, ten sprawił skutek, że margrabina de la Tournelle zbladła, szybko się podniosła i spojrzała na starego generała okiem pełnem żółci, w sposób będący tylko przywilejem dewotek.
— Niech i tak będzie, powiedziała, niech djabeł weźmie twoją „duszę!“
— A! margrabino, wyrzekł stary szlachcic smutno wzdychając, widzę, że do ciebie należę na wieki.
W tej chwili wchodził Petrus do sypialni, a margrabina z niej wychodziła.
Nie zważając na panią de la Tournelle, spostrzegłszy zmienioną twarz hrabiego, pobiegł do stryja i ujął go w objęcia, mówiąc:
— Mój stryju! mój drogi stryju! Ten patrzał nań okiem pełnem smutku, mówiąc:
— Czy ona poszła już sobie?
Margrabina tylko co zamknęła drzwi.
— Już, mój stryju, odpowiedział Petrus.
— Niegodziwa! westchnął generał, dobiła mnie.
— Przyjdź do siebie, drogi stryju! zawołał młodzieniec, którego blada twarz hrabiego przeraziła, przyprowadziłem z sobą doktora Ludowika, czy pozwolisz mi go tu sprowadzić?
— I owszem, moje dziecko, odrzekł hrabia, chociaż obecność doktora jest niepotrzebną... Już zapóźno.
— Mój stryju! mój stryju! zawołał młody człowiek, nie mów tak!...
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2079
Ta strona została przepisana.