Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2086

Ta strona została przepisana.

cztery kobiety, oto są osoby, które mają zająć się edukacją Róży.
Czarownica zadrżała.
— Ta pani, powiedział Salvator pokazując na Reginę, uczyć będzie dziecko rysować, czego już Petrus dawał jej początki; pani, mówił dalej spoglądając ze smutkiem na Karmelitę, uczyć ją będzie muzyki; pani, dodał, wskazując na panią de Marande i patrząc na nią prawie z uśmiechem, nauczy ją gospodarstwa, praktyczności codziennej. Co się tyczy pani, kończył, spoglądając na Fragolę, nauczy jej...
Regina, Karmelita i Lidja nie pozwoliły mu dokończyć; powiedziały jednocześnie i prawie takim samym głosem:
— Dobroci! Miłości!
Salvator podziękował im wzrokiem.
— Czy chcesz pójść z nami, moje dziecię? wyrzekła Regina.
— I owszem, tak, dobra nimfo Carito! odpowiedziała Róża.
Brocanta zadrżała, twarz jej powlekła się taką czerwonością, iż przez chwilę Salvator obawiał się, żeby jej krew nie zalała. Podszedł do niej.
— Brocanto! wyrzekł biorąc ją za rękę, odwagi! oto cztery anioły, które ci Bóg zsyła, żeby cię uchronić od piekła. Przypatrz się im, czy ci się nie zdaje, że temu dziecku, które ty tak kochasz, lepiej będzie pod ich białemi skrzydłami, niż pod twojemi czarnemi pazurami? No, no, odwagi biedna staruszko! nie rozłączysz się z nią, powtarzam. A jeden z tych dobrych geniuszów zaopiekuje się tobą, jak swojem dziecięciem. Która z was moje panie bierze w opiekę Brocantę? dodał zwracając się do czterech kobiet.
— Ja! wyrzekły wszystkie jednocześnie.
— A widzisz Brocanto, powiedział Salvator.
Staruszka spuściła głowę.
— I otóż to właśnie dowód, dodał filozoficznie młodzieniec, spoglądając kolejno na czarownicę i cztery kobiety, dowód, iż w przyszłym świecie nie będzie już sierot, bo społeczeństwo sianie się ich matką!
— Co daj Boże, amen! zawołał niemniej filozoficznie Babolin, ironicznie uśmiechając się i robiąc znak krzyża świętego.