niewiadomość, rozpoczął wtedy, zawsze przez ruchomy mur zieloności, kurs fizjologji roślinnej, ogałacając tę umiejętność z wyrazów niezrozumiałych szczególniej dla kobiet, któremi nastroszyli ją uczeni. Dał jej następnie poznać solidarność istniejącą pomiędzy wszystkiemi państwami natury, jak człowiek nie może się obejść bez rośliny, a roślina bez człowieka, jak wszystko urządzone jest na święcie, w sposób tak harmonijny, że jedno szwankowałoby bez drugiego. Odkrył jej tajemnicę odżywiania roślin, wytłómaczył jej jak czerpią jednocześnie przez korzeń i przez liście, w ziemi i w powietrzu, pierwiastki potrzebne do swego rozwoju, nauczył ją nareszcie, że rośliny śpią, oddychają, mnożą się tak, jak zwierzęta, i młody jej umysł napełnił zdziwieniem oświadczając, że pewne rośliny mają ruchy przyrodzone, sprzeczne ze zwyczajną nieruchomością państwu roślinnemu właściwą. Chciał się kilkakrotnie zatrzymać, z obawy, by jej nie znużyć, albo nie znudzić, ale gdyby mrok i liście nie były mu zasłaniały twarzy Karmelity, byłby na niej wyczytał najgłębsze uniesienie.
Naraz, od fizjologji roślinnej, na widok gwiazdy spadającej, przeszli do astronomji; od wonnych kwiatów zieleni do świetlanych kwiatów nieba; wymienili imiona mitologiczne nadane przez ludzi wszystkim tym światom nieznanym, przedmiotom wiekuistej ciekawości ludzkiej.
Niebo, ziemia, morze, czasy obecne, starożytność, Grecja, Egipt, Indje, te trzy przodownice cywilizacji świata, poruszone zostały, by obchodzić uroczyście pierwsze godziny spoufalenia się dwóch młodych dusz, podczas pięknej nocy wiosennej.
Nie myśleli o ludziach, nie myśleli o sobie; nie odgadywali ani na chwilę, że kwiaty, fale, obłoki, gwiazdy, po których podróżowali od zmroku, miały ich nieodzownie zaprowadzić po maleńku w eteryczne strefy miłości platonicznej.
A jednakże, czem był ten namiętny zapał, z jakim Kolomban opisywał harmonję natury, jeśli nie świetnym objawem najpotężniejszej miłości, jaka kiedykolwiek zakiełkowała w sercu młodego człowieka.
A moc uwagi, uniesienie dziewicy przy owym przeglądzie cudów stworzenia, cóż to było innego, jeżeli nie objaw pierwszej miłości?
Do tych usposobień obojga, z których jedno miało
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/209
Ta strona została przepisana.