— Trudno zapewnić, odpowiedział Kolomban.
— Czyż ją wydobyto.
— W roku 1790 uchwała Zgromadzenia narodowego zniosła klasztor, kościółek zwalono... Kto wie co się stało z ciałem biednej grzesznicy. Jednakże podanie utrzymuje, że je oszczędzono, i że spoczywa wciąż w lochach pod tą małą kapliczką.
— A, zapytała Karmelita z wahaniem ciekawości, która obawia się zawodu, wejść tam zapewne nie można?
— Owszem, nietylko można wejść, ale co większa, mieszkają tam ludzie.
— Co za profan śmie zamieszkiwać w poświęconem miejscu?
— Ogrodnik, panno Karmelito, hodujący wszystkie te piękne róże, których wonią oddychamy w tej chwili.
— O! jakżebym chciała zwiedzić tę kapliczkę! zawołała Karmelita.
— Nic łatwiejszego.
— Jakże to zrobić?
— Prosić o pozwolenie ogrodnika.
— A jeśli odmówi?
— Jeżeli nie pozwoli pani obejrzeć grobowca, poprosisz go pani, ażeby pozwolił obejrzeć swoje róże, a dla miłości róż pozwoli zwiedzić grobowiec.
— Więc te róże należą do niego?
— On jest ich właścicielem uprzywilejowanym.
— A co robi z tylu różami?
— Sprzedaje.
— O! niedobry człowiek, odezwała się Karmelita z dziecinnym wyrzutem, sprzedawać tak piękne róże! Ja myślałam, że on je hoduje z zamiłowania, albo przynajmniej dla przyjemności.
— Sprzedaje... I patrz oto pani. Ztąd zobaczysz na mojem oknie trzy doniczki, które sprzedał mi w tych dniach.
Karmelita przechyliła się na bok i piękne jej włosy falujące, dotknęły twarzy młodzieńca, który poczuł dreszcz przebiegający mu po całem ciele. Ona jednocześnie poczuła oddech Kolombana przechodzący po swych włosach, gdyż cofnęła się żywo i cała zarumieniona.
— O! rzekła nieroztropnie, jakżebym chciała mieć jeden z tych krzaków róży, co otaczają kapliczkę!
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/211
Ta strona została przepisana.