Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/215

Ta strona została przepisana.

w sercu młodych; zdawało im się, że świętokradztwem jest poruszać ziemię, w której spoczywały zwłoki pokutnicy, ofiary królewskiego egoizmu.
Wyszli z ogrodu unosząc różę, ale z obawą podobną do tej, jakiej doznają dzieci, które zerwały kwiat na cmentarzu.
Po za ogrodem zapomnieli smutnych myśli i spozierając na gwiazdy, chłonąc wyziewy życia wznoszące się dokoła, dziękowali Opatrzności za wszystkie dobrodziejstwa, jakiemi ich obdarzyła podczas tej rozkosznej nocy wiosennej.

XVII.
Kolomban.

Serce młodego Bretona, któregośmy nazwali Kolombanem, było czyste jak djament, mieściło dobroć, łagodność, niewinność i prawość.
Niektórzy z kolegów, tych, co to używając życia w ośmnastu latach, w dwudziestu stają się wyłysiałem! lwami, przezwali go „Gamajdą“, a to wskutek pewnych jego dobrych uczynków, w których stał się ofiarą oszustwa. Herkulesowa jego siła, pozwoliłaby mu zamknąć usta złym językom; ale względem tych oszczerców objawiał taką samą pogardę, jaką mają psy z Nowej Ziemi lub gór św. Bernarda, względem szpiców lub mopsów.
Pewnego dnia jednak, jeden z najsłabszych i najbardziej ujadających, młody kreol z Luizjany, świeżo przybyły do szkoły, widząc niewzruszoną cierpliwość Kolombana, który bez zmarszczenia słuchał obelżywych epitetów, jakiemi ten obarczał go od wielu chwil, powziął myśl wskoczenia na ramiona „większego“ i pociągnięcia z tyłu Kolombana za płowe włosy.
Gdyby to była igraszka, Kolomban byłby nic nie powiedział. Ale sprawiło mu to ból niesłychany.
Było to podczas rekreacji wieczornej, chłopcy biegali po dziedzińcu gimnastycznym.
Uczuwszy się tak okrutnie pociągniętym za włosy, przy wybuchach śmiechu całego zgromadzenia, rozdrażniony bólem, Kolomban odwrócił się i nie okazując żadnej oznaki wzruszenia lub gniewu, chwycił kreola za kołnierz,