zdjął go z ramion wyższego i zaniósł pod trapez, z którego zwieszały się sznury węzłowe. Przybywszy tam, obwiązał mu sznur naokoło ciała i z zimną krwią wykonawszy tę czynność, puścił go w przestrzeń z głową i rękami zwieszonemi, a chłopiec bujał się z szybkością nadzwyczajną.
Koledzy przestawszy się śmiać, protestowali, lecz daremnie.
Wysoki chłopiec z którego ramion Kolomban zdjął Kamila Różana (tak się nazywał kreol), zbliżył się i wezwał Kolombana, by uwolnił kolegę. Ale Kolomban wydobył zegarek, spojrzał, a chowając go do kieszonki, wyrzekł:
— Jeszcze pięć minut!
A już pięć minut trwała ta kara.
Wysoki chłopiec, o głowę wyższy od Kolombana, poskoczył do niego, ale bretończyk wziął przeciwnika wpół, ścisnął do zduszenia i powalił o ziemię, przy oklaskach wszystkich uczniów, którzy już od szkoły nawykają stawać po stronie silniejszego. Kolomban oparł kolano na piersiach przewróconego, który nie mogąc już oddychać, udał się w pokorę, ale uparty Breton znowu wydobył zegarek i rzekł spokojnie:
— Jeszcze dwie minuty!
Krzyczano hurra na całym dziedzińcu. Podczas tych okrzyków, zmniejszał się ruch nadany ciału Kamila Różana.
Po pięciu minutach, Kolomban, równie sumienny przestrzegacz danego słowa, jak jego współziomek Dugueselin, puścił wysokiego, który nie myślał już o odwecie, odwiązał ujadającego kreola, który udał się zaraz do infirmerji, gdzie pozostawał miesiąc, chory na gorączkę mózgową.
Śmiechy, jak łatwo zrozumieć, towarzyszyły odwrotowi kreola, spieszono winszować Kolombanowi, lecz udał, że nie zważa na pochwały. Wrócił do przerwanej przechadzki, tę tylko braterską dawszy kolegom przestrogę:
— Widzicie, że nie żartuję. Owóż, za pierwszym razem, skoro który z was będzie mi dokuczał, dozna tego samego losu...
Przez cały miesiąc zdrowie Kamila Różana nabawiało niepokoju. Ale tym, którego niepokój doszedł aż do rozpaczy, był poczciwy Kolomban. Zapominając, że działał w obronie własnej, uważał się za jedyną przyczynę złego.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/216
Ta strona została przepisana.