— Ty potrzebujesz tej miłości, mój przyjacielu, rzekł, inaczej młodość twoja zeszłaby w gnuśnej apatji. Uczucie szlachetne, które rozgrzewa pierś twoję, może ci tylko sił dodać odrodzić cię. Patrz na te ogrody, dodał wskazując na rozsadnik, wczoraj o tej porze ziemia była spiekła; rośliny wydawały się zbiednione, wzrost zatrzymany. Owoż, zerwała się burza i zawiązki wyszły z ziemi, korzenie stały się łodygami, pączki kwiatami! kochaj więc młodzieńcze! kwitnij, młody dębie! ażeby na twym zielonym a silnym pniu, weszło świetne kwiecie, a dojrzały owoc wydało.
— Więc, rzekł Kolomban, nietylko, że mnie nie ganisz, zachęcasz mnie owszem, ażebym poszedł za porywami serca?
— Chwalę cię za to, że kochasz, Kolombanie! Ganiłem cię, żeś przedemną miał tajemnicę, bo zazwyczaj miłość, którą się ukrywa, jest miłością występną. Nic nie ma piękniejszego w człowieku wolnym, jak zależenie od swego serca, gdyż o ile namiętność w duszy nikczemnej może zeszpecić i poniżyć człowieka, o tyle w sercu szlachetnem podnosi i uświęca ludzkość.
Zwróć oczy ku wszystkim punktom ziemi, a zobaczysz przyjacielu, że to żywotne siły uczucia więcej niż kombinacje umysłu, poruszały sprężynami państw i wstrząsnęły światem albo go umocniły. Jakkolwiek rozległym jest rozum, bojaźliwy on jest, niespokojny, ospały i gotów wstrzymać swój pochód wobec najmniejszych przeszkód na drodze; serce przeciwnie, nieustannie bijące, żywe jest w swych przedsięwzięciach, stałe w postanowieniach, i żadna tama nie jest zdolną zatrzymać siły jego pędu. Rozum, to spoczynek, to życie. Owóż, w wieku twoim Kolombanie, spoczynek jest niebezpieczny i zamiast zużywać siły w lenistwie, zamiast głuszyć tę drogocenną czynność, która kipi w tobie, wołałbyś jak Samson, wstrząsnąć kolumnami przybytku, bodajby cię zwaliska jego zgruchotać miały!
— A jednak ty, mój bracie, ty nie możesz kochać, rzekł Kolomban.
Młody mnich uśmiechnął się smutnie.
— Nie, rzekł, ja nie mogę kochać waszą miłością ziemską i cielesną, gdyż Bóg wziął mnie dla siebie, ale odejmując uczucia indywidualne, dał mi potężniejszą miłość:
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/220
Ta strona została przepisana.