snaście franków trzynaście soldów i półtora centima na dzień. Czy chcesz kupić Touilleries, Saint-Cloud, czy Rambouillet? Mam tu, w tej sakiewce, fundusz za trzy miesiące z góry.
I Kamil wydobył z kieszeni sakiewkę, przez oczka której widać było połyskujące złoto.
— Pomówimy o tem później, rzekł Kolomban.
— Bądź tu więc za godzinę!
— Zgoda, za godzinę.
— A więc...
— „Idź umierać za króla, a ja za ojczyznę”, rzekł Kamil.
I zsunął się ze schodów, nie w zamiarze, by umierać za ojczyznę, jak to poetycznie wyraża wiersz Kazimierza Delavigne, lecz, by zjeść śniadanie u Flicoteaux.
Kolomban zszedł krokiem spokojnym, zgodniejszym z jego charakterem.
Widzicie tedy kochani czytelnicy, że szydercza lekkość charakteru, z jaką Kamil dotykał najpoważniejszych przedmiotów, objawiła się zaraz przy wejściu do Kolombana, pierwszem słowem, jakie wymówił z powodu brata Dominika.
Oskarżają francuzów, że są lekkomyślni, wyszydzający, niedbali. Tu, francuz właśnie miał całą powagę bretońską, a amerykanin całą lekkomyślność francuską.
Gdyby nie wiek, postać, dystynkcja, ubiór wykwintny, możnaby było wziąć Kamila za ulicznika paryzkiego, miał on spryt, żywość, śmiech swobodny i wymowę. Napróżno byłoby wepchnąć go w kąt pokoju, uwięzić w framudze okiennej, zacisnąć między dwojgiem drzwi i tam starać się mu coś wytłómaczyć, jakąś poważną myśl wbić do mózgu; pierwsza mucha pociągnęła go za sobą i wtedy niewięcej przytomnym był rozmowie, jak przechodzący ulicą. Tę wreszcie przedstawiał korzyść, że nie trzeba z nim było długich korowodów, by poznać jego charakter; w pięć minut można go było zgłębić. Twarz, słowo, chód, cała osoba wydawała kim jest. Był to wreszcie wytworny kawaler, tak jak go Kolomban zalecił Karmelicie. Miał nasamprzód śliczną głowę, na korpusie szczupłym i smagłym; nie będąc ani chudym, ani wysokim, miał budowę pozornie delikatną, gdyż był wysmukły i wdzięczny. Oczy jego były długie, żywe, czarne, istne oczy kreola, aksamitne, z rzęsami długiem! na sześć linji. Nos prosty, pro-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/225
Ta strona została przepisana.