Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/226

Ta strona została przepisana.

porcjonalny, idący od czoła, jak nos greckiego posągu. Usta małe, piękne, świeże, z wargami nieco idącemi w górę, z których co chwila gotów jest wybiedźz całus. Wszystko, nareszcie w jego powierzchowności, w postawie, w obejściu, w ubraniu nawet, chociaż śliczny ten ptaszek zwrotnikowy, ten wspaniały podrównikowy motyl, nosił może zbyt jasne krawaty, zbyt pstre kamizelki, wszystko, aż do ubrania, miało cechę takiej dystynkcji, że najstarsze margrabiny wzięłyby go za starej daty szlachcica. Piękność jego kapryśna, zalotna, barwista, tworzyła szczególne przeciwieństwo z poważną, surową, powiedziałbym prawie granitową pięknością Kolombana.
Jeden miał silę i piękność starożytnego Heraklesa, drugi miał miękkość, wdzięk młodzieńczy, Kastora lub Antynousa.
Ktoby widział ich jednym złączonych uściskiem, nie mógłby pojąć jakiemi tajemnemi sympatjami ten silny mężczyzna i ten wątły młodzieniaszek pociągnięci, padli sobie w ramiona. Nie byli to dwaj bracia, bo natura wzdryga się na niepodobieństwa, byli to więc dwaj przyjaciele.
Ale jakiemiż nieznanemi węzłami serca ich łączyły się wzajem? Powiedzieliśmy w poprzedzającym rozdziale, że protekcja, jaką zwolna Kolomban otoczył młodzieńca, nieznacznie zamieniła się w przyjaźń.
Zamiast uczucia swe rozpraszać to na jednych, to na drugich, Kolomban skupił w sercu wszystkie bogactwa zebrane w kolegium, by je zlać na Kamila Rozana. Przyjął go więc, widzieliśmy, jak się przyjmuje ukochanego brata, a co dowodzi potęgi jego przyjaźń!, to, że przez cały dzień zapomniał o nowem uczuciu, które mu odkrył brat Dominik.
Z małej bawialni, w której przyjmował niewielu odwiedzających kolegów szkolnych, uczynił sypialny pokój Kamila. Ponieważ Kolomban spał w alkowie sąsiedniego pokoju, byli więc oddzieleni tylko forsztowaniem, tak cienkiem, że można było dobrze słyszeć, co mówiono.
Znalazł on na ulicy Clery wszystko, co mu było potrzeba: łóżko, biórko, sofę, sześć krzeseł i wszystko mahoniowe. Kosztowało go to pięćset franków. Ponieważ miał w posiadaniu połowę tylko tej kwoty, resztę więc dopożyczył.
Kolomban wrócił zmartwiony tem, że się spóźnił dwie