jach ucywilizowanych, zabronił mi wyjść podczas gdy ty byłeś w Szkole Prawa.
„Nie żalę się na to, przez to bowiem miałem przyjemność przyjmować twoją praczkę, która zlana była wodą jak nasze wino cośmy je pijali w kollegjum... Przypominasz sobie, hę?... Otóż, tak zlana była księżniczka Vanvres!
„Na widok jej, pierwszą moją myślą było, podziwiać moją filozofię! — kupić drugi parasol; gdyż o ile — zapamiętaj dobrze ten pewnik, Kolombanie — o ile dwa parasole są niepotrzebne podczas pogody, o tyle jeden parasol jest niedostateczny na dwóch, kiedy deszcz pada, a każdy idzie w swoją stronę. Ale to tylko szczegóły.
„Weszła więc do twojej arki praczka, gołąbka biała, tylko, że weszła na początku potopu; tak, że widząc z twego pokoju jaka była pogoda zewnątrz, bez trudności przyjęła gościnność, jaką jej chwilowo ofiarowałem.“
Na mojem miejscu, proszę cię, cóżbyś ty uczynił Kolombanie?... Powiedz otwarcie!...
— Gadaj, gadaj dalej, mały uliczniku! rzekł poważny breton, którego to szczebiotanie żartobliwego ptaka mimowoli bawiło.
— Oczywiście, jeśli cię znam dobrze, mówił dalej Kamil, to pozwoliłbyś, ażeby praczka domokła do reszty; albo, gdybyś był tyle ludzkim, by ją zostawić pod dachem, odwróciłbyś się od niej, pozbawiając tym sposobem widoku twych powabów; albo wziąłbyś się był do czytania, pozbawiając ją tym sposobem powabów swej rozmowy! Oto co uczyniłbyś, nieprawdaż? pod pozorem panie szlachcicu, że są kobiety, co nie są kobietami dla ciebie. Ja jestem sobie człowiekiem dzikim; uczyniłem też to, co czyni Indjanin w swoim wigwamie, lub Arab pod swym namiotem: spełniłem drobiazgowo wszystkie obowiązki gościnności. Pierwszym, z którego należało się po kilku mało znaczących słówkach wywiązać, było poproszenie jej, ażeby zdjęła chustkę, a to z uwagi, że z rogu rzeczonej jej chustki spływała na plecy jej woda jak z parasola. Bez tej miłosiernej ostrożności, księżniczka Vanvres byłaby niezawodnie nabawiła się kataru piersiowego, który ja byłbym sobie srodze wyrzucał! A! widzę, że masz już złą myśl. Uspokój się, nie miałem żadnego przewrotnego zamiaru, i jak Hipolit, mogę powiedzieć, że „dzień nie był tak czy-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/231
Ta strona została przepisana.