sty jak głębia mojego serca!“ Nie ma w tem rymu i bardzo mi przyjemnie, bo nigdy cierpieć nie mogłem wierszy. Było to, powtarzam ci z czystego miłosierdzia, dowodem, że obawiając się dla niej lodowatego zimna, jakie panowało w pokoju, podałem jej fular leżący na twoim krześle. A co! pan Tartuffe nie uczyniłby lepiej, spodziewam się? Był to twój fular biały, najpiękniejszy ze wszystkich fularów. Winienem cię nawet uprzedzić, że księżniczka zabrała go sądząc, że do niej należy. Ale to także tylko szczegół. Kiedy już była opatrzoną, podałem jej krzesło, ale na chwałę jej przytoczyć muszę, że usiąść nie chciała, nie dla tego, żeby się mniemała niegodną, ona, księżniczka Vanvres, usiąść przed najniższym ze sług swoich, ale, że cała będąc zlaną, obawiała się uszkodzić utrechcki aksamit na twoim sprzęcie. Tak przynajmniej domyślałem się ze sposobu, w jaki po kilku korowodach, przyjęła przy mnie miejsce na sofie pokrytej z wierzchu derką, która zdała się jej nieprzemakalną. A teraz pewno nie zechcesz uwierzyć, o! Kolombanie, ty, co pogardzasz Lizetkami Bérangera. Oto, że kiedy ktoś urodził się pod strefą zwrotnikową, to nie może bezkarnie usiąść przy pięknej dziewczynie, choćby ta dziewczyna była praczką. Wtedy, widzisz Kolombanie, tworzy się między nią a tobą coś, wychodzącego na to, co nasz profesor fizyki nazywał w kolegjum prądami elektrycznemi. Owóż, te prądy — ty nie wiesz o tem, don Sokratesie, królu mędrców!... prądy te wzbudzają przez dziesięć minut w mózgu twym tysiące skaczących myśli, których nie wzbudzi nigdy artykuł kodeksu, jakkolwiek pociągającym byłby ten artykuł! Tego to rodzaju księżniczka, kochany przyjacielu, sprawiła, że powiedziałem do niej: „Księżniczko Vanvres, na honor, jesteś wasza wysokość zachwycającą.“ Podobna zapewne myśl wybiła na jej twarzy piwoniowy rumieniec. Nie potrzebuję ci mówić, jakkolwiek niewinnym jesteś, mój drogi Kolombanie, że im bardziej rumieni się kobieta, tem jest piękniejszą. Księżniczka Vanvres była więc najpiękniejszą z księżniczek i w głowie zaczęło mi się zawracać, kiedy na szczęście oczy moje zawracając się razem z głową, zatrzymały się na białym fularze, który zastąpił jej chustkę. Ten fular, mój przyjacielu, byłeś to ty; nie wiedziałem o twej antypatji do Nimf, Najad, Ondyn; obawiałem się zdradzić przyjaźń i obawa ta zatrzymała mnie na kra-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/232
Ta strona została przepisana.