— Szczegół oto ten: skazałeś mnie na post onegdaj.
— Ja?
— W poniedziałek! Prawda, że to mimowolnie, to też ci nie wyrzucam, zeznaję tylko po prostu. Ponieważ, mówię, skazałeś mnie na post pomimo wiedzy, gdyż kazałeś podać na stół świeże prosię, a nam przyniesiono jaj na twardo, której to metamorfozy przy zwykłej swej dystrakcji nie spostrzegłeś, uważałem przeto za powinność odświeżyć siły swe porcją kurczęcia, w towarzystwie z naszym przyjacielem Ludowikiem. Czy kurczę było pretekstem dla pogadanki, czy pogadanka dla zjedzenia kurczęcia, tego już nie wiem, muszę ci tylko powiedzieć, że rozmowa trwała nieskończenie dłużej niż kurczę, i że dopiero o trzeciej godzinie zrana ściągnąłem pod mury naszego klasztoru. Spojrzawszy w niebo, raczej przez brak zajęcia, niż dla dowiedzenia się jaka będzie jutro pogoda, w oknach sąsiadki naszej spostrzegłem blade światło roboczej lampki, a przez czyste uczucie ludzkości, nazajutrz, to jest dziś, widząc ją wychodzącą z zawiniątkiem w ręku, przypomniałem to sobie i wypytałem Marję-Joannę. Teraz wiesz co odpowiedziała Marja-Joanna. Biedne dziewczę!
— Tak, biedne dziewczę! masz słuszność Kamilu i biedniejsza jeszcze jak mniemasz, gdyż ona nie ma na święcie żadnego krewnego, żadnego przyjaciela, niczyjego przywiązania!
— Ależ to rzecz okropna! zawołał Kamil. I jakimże sposobem, ty, jej sąsiad od pół roku, albo może i dawniej, nie starałeś się z nią poznać?
— Przeciwnie! rzekł breton wzdychając, rozmawiałem z nią kilka razy.
I możeby w tej chwili Kolomban był wypowiedział wszystko przyjacielowi, gdyby ten nie był odepchnął wyznania jednym z tych frazesów, które ustawicznie trzymały w stanie obronnym Kolombana, nieraz gotowego już ustąpią.
— A! tajemniczy bretonie! zawołał Kamil, rozmawiałeś z nią i nie powtórzyłeś mi ani jednego słowa z tej rozmowy. Przebaczam ci pod tym jedynie warunkiem, że mi opowiesz tę sielankę, a to szczegół po szczególe, nie szczędząc kwiatów krasomówczych. Ja bo lubię długie opowiadania, nie tak jak ty... Dobywam więc hawannę zapalam ją i słucham. Mów, Kolombanie! ty mówisz tak dobrze!
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/239
Ta strona została przepisana.