Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/243

Ta strona została przepisana.

więcej trzy metry płótna; niech płótno kosztuje, dajmy na to pięć franków metr, to jeszcze około dziesięciu franków pozostanie na robotę i dodatki. Owóż, dajmy do zrobienia te koszule sąsiadce; zdaje się, że ona pracuje jak czarodziejka, więc zamiast jednego franka, zarobi około dziewięciu franków. Czy to rzecz jasna?
— Nie przyjmie, rzekł Kolomban potrząsając głową.
— Jakto, nie przyjmie?
— Domyśli się, że to tylko delikatny wybieg dla przyjścia jej z pomocą, zna ona cenę pracy, a jak się dowie o bajecznej cyfrze, którą naznaczasz, odmówi.
— A! prawdziwy z ciebie breton uparty! Dlaczegóż ona ma odmawiać za pracę swą ceny, którą mnie każą płacić w każdym większym magazynie? Pokażę jej przecież moje faktury, do licha!
— Tym. sposobem rzekł Kolomban, może to się i załatwi; szczerze dziękuję ci za tę myśl.
— Przełóż więc jej tę rzecz jeszcze dziś wieczór.
— Pomyślę.
— Pomyśl zarazem, że szycie koszul nie jest żadnym stanem. Zbiegłem ja dużo świata i czasami będziesz się z tego zapewne śmiał, wbrew wielu innym, którzy patrzą nie widząc, widziałem wiele nie patrząc. Widziałem, że niedaleki jest czas, w którym machiny za godzinę wyrobią tyle, czego sto kobiet igłą nie wyrobi przez tydzień. Spojrzyj na kaszmiry indyjskie; całe miasto pracuje pół roku nad wyrobieniem szala, który warsztaty lyońskie wyrabiają we dwanaście godzin! Owóż, trzeba wymyśleć dla Karmelity stan, który, w razie gdyby hrabia Penhoel nie pozwolił synowi zaślubić szwaczki, uchronił przynajmniej tę niebogę od głodowej śmierci.
Kolomban patrzył na Kamila oczyma pełnemi łez.
— Nigdy nie widziałem cię tak poważnym, tak dobrym, tak pełnym zdrowego sądu, Kamilu! Dziękuję ci, gdyż to przyjaźń twoja dla mnie tak cię ożywia.
Nie zatrzymując się na tych czułych oświadczeniach; zapytał Kamil:
— Wszak mówiłeś mi, że ona lubi muzykę?
— Namiętnie! wcale nieźle nawet śpiewa.
— Słyszałeś ją?
— Nigdy; biedna nie ma fortepianu.
— Będzie miała.