Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/249

Ta strona została przepisana.

— Muzyka wioska, mówił Kamil, to marzenie zmienione w piosnkę.
— Muzyka niemiecka jest głęboką i smutną, mówił Kolomban, tak jak Ren płynący w cieniu swoich sosen i skał.
— Muzyka włoska jest wesołą i przejrzystą, mówił Kamil, jak morze Śródziemne w cieniu.
Sprzeczka przeciągnęłaby się w nieskończoność, gdyby stateczny breton nie zaproponował był rozejmu. Kolomban oświadczył, że trzeba wykładać jednocześnie młodej dziewicy muzykę Beethovena i Cimarosy, Mozarta i Rossiniego, Webera i Belliniego.
Obie drogi były różne, lecz przez wybieg, prowadziły do jednego celu. Zaczęli więc i młoda dziewczyna brała lekcje od obu przyjaciół.
Po trzech miesiącach, była w stanie śpiewać jakieś trio razem z nimi. Od tego dnia począwszy, szczęście zawitało do domu, tak samo, jak trzy miesiące przedtem, dobrobyt wszedł temi samemi drzwiami i tą samą drogą.
Zbierano się każdego prawie wieczora w małym salonie, w którym Kamil, człowiek przemyślny, powziął zamiar zmienić obicie pewnego dnia w nieobecności Karmelity, aby oszczędzić o ile możności młodej sierocie okropnego wspomnienia pokoju, w którym umarła jej matka. Tam to spędzali między godziną siódmą i dwunastą miłe wieczory, które z wielkiem zdziwieniem wszystkich, tak prędko upływały.
Kolomban, obdarzony barytonowym głosem nadzwyczajnej rozległości, śpiewał to kawałek z Webera lub Mozarta, to Mehula lub Gretrego.
Kamil miał tenor czuły, czysty i anielskiego dźwięku; gdy zanucił arję Józefa: „Pola ojczyste! Hebronie, słodka dolino!“ był w jego śpiewie akcent takiej czułości, smutku tak głębokiego, iż ani Kolomban, ani dziewica przy wykonywaniu tej arji, nie mogli powstrzymać łez cisnących się do czu.
Karmelita nie ośmieliła się śpiewać sama, dotąd śpiewała i to nie śmiało w dwóch duetach z jednym lub z drugim z przyjaciół, lub też w trio z obydwoma.
Był to głos obszaru i siły nadzwyczajnej; w niektórych arjach minorowych, wychodził z ust tego dziecka śpiew tak przenikający, jak odgłosy trąby w marszu pogrzebowym. Innego razu, głos ten płakał, jak jęk wiolon-