Zacny Kolomban przypisywał poprzednią ponurość i obecne ożywienie się Kamila nie innej przyczynie, jak tylko zmiennemu i kapryśnemu charakterowi młodego człowieka.
Co się tyczy Karmelity, ta wychowaną była w surowym zakładzie żeńskim w Saint-Denis, następnie dozorowała chorą matkę i była świadkiem jej śmierci; smutek też aż dotąd zalegał całą głębię jej życia, a do tego poważny breton mimo swej wiedzy i mimo wiedzy samej nawet młodej dziewicy, prowadził dalej dobroczynne lecz osmucające lekcje pensjonatu.
Gdyby w tej chwili, jakieś wezwanie zmierzające wprost do jej serca zapytało ją, którego z dwóch młodych ludzi więcej kocha, niezaprzeczenie, bez wahania, przez instynkt naturalny i wskutek nieprzezwyciężonej siły, wskazałaby Kolombana.
Jego poważny charakter zamiast oddalać, przyciągał ją do niego, na każdym kroku spotykali się oboje w poglądach, jakie mieli co do wszystkiego.
Kamil, przeciwnie, zupełnie odmiennego był od niej charakteru, jego żywe usposobienie niepokoiło ją, lekkomyślne pomysły uderzały ją, zawsze była gotową w roli starszej siostry wyłajać go jak studenta, gdyż silna i stanowcza jej natura, nadała jej nad Kamilem trochę tej powagi, jaką Kolomban od samego wyjścia z kolegium zyskał nad swym współkolegą amerykańskim.
Miała dla niego raczej pieczołowitość, jaką się ma dla małych dzieci, aniżeli tkliwość, którą się uczuwa dla młodego człowieka.
Gdy pracowała lub była samą i kiedy Kamil wchodził niespodzianie, niezakłopotana mówiła do niego: Odejdź Kamilu, przeszkadzasz mi! Nigdy nie śmiałaby w podobny sposób odezwać się do Kolombana.
Przytem Kolomban nigdy jej nie przeszkadzał. Ztąd wynikło, iż sama Karmelita myliła się co do swoich uczuć; przyzwyczaiła się potrochu uważać tę poufałość, jaka zawiązała się między nią i Kamilem za żywsze uczucie od zwyczajnego, a brała za bojaźń tę miłość, opartą na szacunku i głęboką, która ją przywiązywała do Kolombana.
Kolomban zdawał się ją przytrzymywać, Kamil zaś jak gdyby ją pociągał.
Kochał ją Kolomban, czarował Kamil.
W jakiż to sposób dzieci zapatrują się na życie, jeśli
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/252
Ta strona została przepisana.