Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/259

Ta strona została przepisana.

Zaklęcie to wróciło Kolombanowi całą jego odwagę.
— Muszę, wyrzekł do Kamila, tak samo jak to był powiedział Karmelicie.
Kamil wiedział dobrze co czyni błagając, i jaką władzę miał głos jego nad sercem przyjaciela. Wreszcie, ten jeden wyraz, który nie wystarczał Karmelicie, dostatecznym był dla Kamila. Kamil zamilkł; wrażenie jakie chciał sprawić ziściło się.
Smutny to był wieczór, który nastąpił po owem wygłoszeniu postanowienia Kolombana.
Dopiero w chwili odjazdu, młodzi jasno widzieli w swoich duszach. Kolomban zrozumiał jaką nieprzepartą, głęboką, nieskończoną miłość czuł dla Karmelity. Gdyby zmuszonym był wyrwać tę miłość z piersi swojej, byłoby to toż samo, co dać sobie wyrwać serce. Lecz przynajmniej, miłość ta, pewna siebie równie jak on jej, mogła przy nim pozostać jako skarb boleści i łez; Karmelita ze swej strony, czuła jakie gwałtowne uczucie miała dla Kolombana.
Ale, wśród samotnych nocy, wśród dziennych marzeń spm na sam z tem uczuciem, gdy w niewinności swej duszy pomyślała o małżeństwie, które w jej przekonaniu powinno być wynikiem każdego żywszego uczucia, wtedy zapytywała sama siebie, czy ojciec Kolombana, stary szlachcic przesiąkły zapewne przesądami swojej kasty, zezwoliłby, aby jego syn zaślubił sierotę bez majątku i bez imienia.
Ojciec jej wprawdzie umarł kapitanem na placu boju; ale i w czasach, do których myśmy doszli, restauracja wytknęła taką linję demarkacyjną między szpadą, która służyła Napoleonowi, a szpadą służącą Ludwikowi XVIII., iż nie byłoby nic zadziwiającego, nawet dla Karmelity, gdyby hrabia de Penhoel nie zezwolił na małżeństwo swego syna, z córką kapitana Gervais.
Pierwsza myśl jaka przyszła Karmelicie do głowy, była, iż ojciec Kolombana wiedział zapewne o zażyłości, w jakiej byli wszyscy troje i dla tego powołał syna, żeby temu koniec położyć. Duma młodej dziewicy obruszyła się; nie zadawała więcej pytań.
Był to smutny dzień i smutne ostatnie godziny, jakie troje przyjaciół spędzili razem, godziny, w których po kilkakroć słowa zamierały na ustach i łzy spadały z oczu. Lecz podczas tych ostatnich chwil, ani jedno słowo, ani jedno