Młody człowiek przycisnął ją do serca i zawołał:
— Nie, Karmelito, to rzeczywistość!
Od tego dnia uczuł, iż cios dobrze był wymierzony. Karmelita była w jego mocy.
Wszelako Kamil był nadal z równym szacunkiem, przyzwoity i poważny; Karmelita wcale nie należała do liczby tych kobiet, z któremi można dwa razy poczynać. Jedno potknięcie się, była to śmierć dla nadziei Kamila.
Czekał więc cierpliwie, jak jaguar czyhający na gałęzi, jak wąż zwinięty w krzaku.
Jednego wieczora zeszli razem do ogrodu, do tego ogrodu, gdzie trzy miesiące temu, Kolomban spędził część nocy z dziewicą.
Upal był duszący. Był to jeden z owych piekących dni pod koniec sierpnia, w których piorun napróżno usiłuje przedrzeć zgęszczone powietrze; błyskawice zapowiadające straszną burzę, przelatywały po niebie od zachodu na wschód. Lecz nadaremnie pochylone na łodygach rośliny, pokurczone liście na gałęziach, wzywały dobroczynnego deszczu. Zdawało się, iż niebo jak machina pneumatyczna, wciągnęło ożywcze powietrze, a cała natura dyszała, jak pod groźbą nastąpić mającego uduszenia.
Dwoje młodych uległo wpływowi tej zelektryzowanej atmosfery. Chwilowo jakby życie zatrzymało się w nich, oczekiwali oni równie jak kwiaty i zwierzęta, jak cała natura wreszcie na deszcz, który miał powrócić im ducha ożywczego.
Jednakowoż zachodziła różnica między Karmelitą i Kamilem; Kamil, przyzwyczajony do podzwrotnikowego upału swojego kraju, daleki był od utraty poczucia istnienia własnego, a widząc letargiczne odrętwienie, rozmarzoną senność dziewicy, zrozumiał, iż nadeszła wreszcie sposobność tak długo przez niego wyczekiwana.
Wtedy, jak mamka, która piosnką usypia niemowlę, miłosnemi słowy zręcznie podsuwanemi i sypanemi niejako na głowę Karmelity, niby mak z listków otrząśnięty, poczynał usypiać ją snem magnetycznym, głębokim, najniebezpieczniejszym ze wszystkich snów.
Ktoby zobaczył wtedy błyszczące w ciemności oczy młodego człowieka, nie pomyliłby się co do celu ognistych jego spojrzeń. W taki to sposób wąż czaruje ptaszka,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/267
Ta strona została przepisana.