Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/269

Ta strona została przepisana.
IV.
Człowiek strzela...

Od chwili, gdy Karmelita oddala się Kamilowi, wrócił on do swego zwykłego usposobienia.
Cel był osiągnięty; na co się odtąd zdała hipokryzja?
Powiedzmy wszelako, że ogładził szorstkie rysy swego charakteru i że usiłował podobać się dziewczynie, którą pokochał namiętnie.
Karmelita, pośród upajających rozkoszy nieznanej jej miłości, zapomniała o poprzednich szaleństwach i lekkomyślności młodego amerykanina. Zdawało jej się, że zachwycające chwile te powinnyby się w wieczność przeciągnąć i bądź to skutkiem zaufania powziętego do Kamila, bądź w skutek panowania nad sobą, nie zdawała się troszczyć o przyszłość. Czuła się samowładną panią młodego człowieka, widząc jak był podległym wszystkim jej pragnieniom, posłusznym każdemu jej słowu.
To też, kiedy pewnego dnia zdawało jej się, że spostrzegła na twarzy jednego z sąsiadów, (zawsze ci sąsiedzi, przeklęci sąsiedzi, obyś drogi czytelniku nigdy nie miał sąsiadów i nigdy nie był sąsiadem niczyim!) — pewnego więc dnia, gdy zdawało jej się, iż spostrzega na niemiłej twarzy jednego z sąsiadów oznaki wcale nie dwuznaczne lekceważenia, opowiedziała to Kamilowi, któren natychmiast zaprojektował zmienić mieszkanie.
Karmelita zgodziła się na zmianę.
Wtedy szło o to, którą część miasta wybrać. Kamil chciał mieszkać w jednym z najbogatszych cyrkułów Paryża, przy ulicy Chaussée-d’Antin. Był to jeden jeszcze odcień charakteru Kamila: on taki pyszny, wcaleby się nie gniewał wystawiając na widok świata paryskiego powaby swej zdobyczy. Lecz Karmelita, nie rozumiejąc celu młodego człowieka, sądziła, że szczęście żyje w cieniu, jak fiołek; zaprotestowała tedy ze strachem; prosiła Kamila, aby przestał myśleć o bogatych ulicach Paryża, lecz przeciwnie, aby usłali sobie gniazdko w jakim cienistym lasku w okolicy.
Kamil mimowolnie poddawał się dobroczynnej przewadze Karmelity; podał jej radę pewnego poranku, żeby