Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/271

Ta strona została przepisana.

królowa Marja Antonina budować kazała sobie schronienie w Petit-Trianon.
Na dole był przedpokój, sala jadalna, kuchnia. Maleńkie wewnętrzne schody prowadziły wprost na taras, który można było z łatwością zaciągnąć markizą i który wówczas stanowił prześliczną jadalną salę letnią. Zewnętrzne schody, wznoszące się wzdłuż muru i po poręczach których pięły się olbrzymie liście arystolochji, prowadziły do dwóch pokoi i dwóch pokoików tualetowych. Dwie izdebki dla służących uzupełniały to małe gniazdeczko gołąbków, całe prawie zakryte liśćmi, mchem i kwieciem. Rozkoszny, maleńki pawilonik wznosił się w ogrodzie.
— O! rzekła, oglądając go Karmelita, śliczne to mieszkanko! Komu je przeznaczymy?
— To będzie apartament Kolombana, odpowiedział spokojnie Kamil.
Młoda dziewczyna odwróciła się, czuła, że się rumieni.
Z dziesięć razy, bardzo naturalnie, imię Kolombana wymówione było przez Kamila, co się tyczy Karmelity, imię to było jakby wyryte w głębi jej serca i nie mogło wydobyć się z tamtąd, lecz nigdy cień przyjaciela zdradzonego nie ukazał się jeszcze wyraźniej, jak tym razem, w całym swym blasku szlachetności.
Po zdradzieckiem znieważeniu go, Kamil zakładał sobie jeszcze go uczynić świadkiem swojej zdrady.
Wspomnienie prawości Kolombana przyszło na myśl Karmelicie i mimo, że nie wiedziała o głębokiej miłości, jaką Kolomban miał dla niej, a tem samem o całej rozciągłości poświęcenia, jakie uczynił dla przyjaciela, czuła, że zraniłaby Kolombana okrutnie, wystawiając na jaw miłość swoję dla innego.
To też, gdy znikł jej rumieniec:
— Kolombana? spytała niepewnym głosem, wszak mówiłeś mi Kamilu, że on odjechał dlatego, że ty mnie kochasz, to i on kochać mnie musiał?
— Zapewne, powiedział Kamil, zapewne, iż musiał cię kochać, droga przyjaciółko, lecz wiesz, że nieobecność zaciera wiele rzeczy, a choć był trochę ponurym w obec naszego budzącego się szczęścia, to czyż przyjaźń jego dla nas nie czyni mu drogiem naszego obecnego szczęścia?
Karmelita westchnęła, usłyszała, iż nieobecność zaciera