Dlaczego Kamil i Karmelita, jedno lub drugie wreszcie, samo nie udało się do Paryża?
Udać się jednemu lub drugiemu z nich do Paryża, było to rozłączyć się, a rozłączyć na chwilę podczas tych pierwszych radosnych dni miłości, było to rozłączyć się na wieczność całą.
Znosili więc przez dwa tygodnie jeszcze brak tych przedmiotów, których niedostatek nie odrazu dojrzeli, lecz które, sami nie wiedzieli jakim sposobem, codzień stawały im się nieodzowniejszemi.
Jednego pięknego wieczora, trzeba było jednakże zdecydować się i wynotować wszystkie te rzeczy, których potrzebowali; umówili się więc, że nazajutrz zrana Kamil pojedzie do Paryża i kupi, lub też pójdzie zabrać z domu przy ulicy świętego Jakóba, wszystko czego brakowało w domku w Bas-Meudon.
Wracając się po dziesięć razy, Kamil nareszcie odjechał.
Karmelita odprowadziła go oczami, póki go tylko zobaczyć mogła. Kamil, ze swej strony, przesyłał jej tysiąc pocałunków i dawał rozmaite znaki chustką. Nakoniec znikł na zakręcie drogi.
Kamil miał wsiąść w pierwszy lepszy powóz, a przed drugą po południu, z pewnością wrócić do domu.
Lecz przypatrzmy się, jakie to są figle losu, który drwi sobie gorzko ze wszystkich naszych zamysłów, i w każdej chwili zabawkę sobie czyni, grając z nami w ślepą babkę w sposób najwięcej obelżywy.
Nie będziemy wcale przesadzać wierności Kamila; wypowiedzieliśmy tak szeroko naszą opinię co do kreola, iż nie możemy być podejrzani, jednakże, czyż nie ma, powiedzcie sami, odcienia mizantropii w obejściu się losu względem niego? Podczas sześciu tygodni, siedzi on obok Karmelity nie spuszczając jej z oczu ani na chwilę; nareszcie, zmiana pory następuje, jesień, ze swem pierwszem październikowem zimnem czuć się daje; potrzeba Karmelicie sukien ciepłych, potrzeba Kamilowi ubrania cieplejszego; potrzeba mnóstwa innych rzeczy jeszcze, a pomimo to wszystko Kamil ze ścieśnionem sercem zaledwie przystaje na wyjazd do Paryża i to z gwałtownem pragnieniem powrócenia za dwie godziny, jeśli to będzie możebnem.
Kamil odjeżdża więc w jak najchwalebniejszych za-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/273
Ta strona została przepisana.