Kamil zabrał wszystko, mówiąc, że pan będziesz mieszkał z niemi.
— Z niemi? powtórzył Kolomban. I chmura płomienna przeszła mu przed oczami. Ależ nareszcie, odezwał się, jeżeli mam mieszkać z niemi, to muszę wiedzieć, gdzie się wyprowadzili.
— Zdaje mi się, że mieszkają w Meudon, odpowiedziała odźwierna.
A ponieważ Kolomban jeszcze nie zapłacił dorożce, przeto wsiadł w nią napowrót, razem z walizą.
— Do Meudon! zawołał.
W półtory godziny Kolomban był w Meudon.
Lecz pamiętajmy, że Kamil mieszkał w Bas-Meudon.
Kolomban z bretońską cierpliwością, bez znużenia kołatał od drzwi do drzwi. W ostatnim domu powiedziano mu, że ci dwoje młodych ludzi mieszkają zapewne w Bas-Meudon.
Pojechał do Bas-Meudon. Tam otrzymał wiadomości ściślejsze, wskazano mu dom; zadzwonił raz, potem drugi.
Karmelita wyjrzała oknem, poznała go, zakazała Nanecie mówić o sobie i poleciła wprowadzić Kolombana do pawilonu.
Gdy Nanetta otworzyła drzwi, Kolomban był prawie tak blady jak Karmelita. Chciał się zapytać o Kamila, ale głos zamarł mu na ustach.
— Do pana Różana zapewne? rzekła Nanetta przychodząc mu w pomoc.
— Tak, bąknął Kolomban.
— Tędy, panie.
Nanetta poszła przodem, prowadząc bretona do pawilonu.
Karmelita widząc otwierające się, a potem zamykające drzwi od ulicy, podniosła się, następnie odemknąwszy swoje z klucza, poszła na palcach do sieni i patrzała oknem wychodzącym na ogród.
Kolomban nie szedł już za Nanettą, ale ją wyprzedzał. Spieszno mu było zobaczyć się z Kamilem i zapytać o wy-