To też, jak Karmelita tej nocy, w której do pierwszej godziny czekała na Kamila, po odejściu jego zawołała: „duszę się!“ tak i Kolomban dziś z kolei powtórzył ten wyraz i wybiegł do ogrodu szukając powietrza.
Karmelita stojąc przy oknie, widziała jak wyszedł, a raczej wyskoczył z pawilonu. Oparła rękę na sercu i głowę w tył pochyliła: omal nie zemdlała nieszczęśliwa dziewczyna. Otworzywszy oczy, spojrzała w ogród i zobaczyła Kolombana siedzącego na ławce, z głową zatopioną w dłoniach, zupełnie tak samo, jak ona, kiedy przez cztery godziny czekała na Kamila.
On także czekał cztery godziny.
Nagle usłyszano turkot powozu zatrzymującego się przy drzwiach, potem głośno zabrzmiał dzwonek. Na ten raz Nanetta była na miejscu i poszła otworzyć. Zapewne oznajmiła ona Kamilowi o przybyciu Kolombana, gdyż zamiast wejść na pierwsze piętro, ukazał się w ogrodzie. Szukał oczyma Kolombana, spostrzegł go siedzącego na ławce i szedł prosto ku niemu.
Kolomban, z czołem ukrytem w dłoniach, nie widział go nadchodzącego. Na odgłos kroków podniósł jednak głowę i spostrzegł przed sobą przyjaciela. Wydał okrzyk i już był w jego objęciach.
Karmelita wszystko to uważała przez okno.
Nic nie mieszało radości, jakiej doznawał Kolomban z widzenia przyjaciela; mniemał, że Kamil mieszka w Bas-Meudon, a Karmelita w Paryżu.
Dwaj młodzieńcy szli ku domowi trzymając się za ręce.
Widząc ich zbliżających się, Karmelita cała drżąca poszła do swego pokoju i na klucz się zamknęła.
Kamil oprowadził przyjaciela po całym domu, z wyjątkiem pokoju zajętego przez Karmelitę.
Breton nie dziwił się zniewieściałemu nieco gustowi, z jakim urządzono było mieszkanie, znał on upodobanie Kamila.
Po zwiedzeniu całego domu, prócz pokoju Karmelity, kreol przywiódł przyjaciela przed te drzwi tajemnicze, około których obaj przeszli kilka razy.
Tam zatrzymał Kolombana.
— Zdejm kapelusz! rzekł Kamil.
— Dlaczego? zapytał breton.
— Tu jest przybytek.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/288
Ta strona została przepisana.