Uśmiechnęła się smutnie, westchnęła i wróciła do siebie.
— I cóż, rzekł Kamil rzucając się w fotel i próbując odciągnąć od rzeczy, jakże podobał ci się twój pawilon?
— Prześliczny, odpowiedział Kolomban, dziękuję ci za tę troskliwą pamięć, ale nigdy nie zamieszkam w tym pawilonie.
— A to dlaczego?
— Bo nie chcę być ani wspólnikiem twych błędów, ani tarczą twoich złych namiętności.
— Kolombanie! rzekł Kamil marszcząc brew.
— O! gniewać się będziemy za chwilę, jeżeli zechcesz Kamilu, ale nasamprzód pozwól, że powiem ci co mam do wyrzucenia... Przysiągłeś, a był to jeden z warunków mojego wyjazdu, że szanować będziesz Karmelitę, jak swoją żonę, a przysięgę swą niegodnie złamałeś! Od tej chwili, Kamilu, przepaść jest między nami, przepaść dzieląca serce prawe od serca wiarołomnego; nie zostanę tu ani chwili dłużej.
Wymawiając te słowa, Kolomban posunął się ku drzwiom. Ale Kamil zagrodził mu drogę.
— Posłuchaj, rzekł, tak jako jesteś jedynym moim przyjacielem, Kolombanie, a byłbym wielce nieszczęśliwym, gdyby było inaczej!... tak jako chciałbym był uczynić choć połowę tego dla ciebie, coś ty uczynił d!a mnie — kocham, wielbię, szanuję Karmelitę, i nie ode mnie tylko zależało dotrzymać przysięgi.
Kolomban uśmiechnął się pogardliwie.
— Otóż odwołuję się do niej samej, mówił dalej Kamil. Pomów z nią, wypytaj, wszak jej, spodziewam się, zawierzysz? Dowiedz się, czym kiedy jakimkolwiek sposobem usiłował nietylko uwieść ją, ale nawet najmniejszą dał insynuację; zapytaj jej czyśmy nie byli oboje nagle, mimowolnie, fatalnie pociągnięci tajemniczą siłą upalnej nocy letniej; zapytaj, czy jako dzieci własną niewinnością zdradzone, nie ulegliśmy sposobności wcale jej nie szukając... Ty, który potrafisz poskramiać swe żądze, ty, który masz siłę woli nadludzką, ty, możebyś nie upadł, ale ja, słaby jak mię znasz, mój przyjacielu, czując koło siebie, tysiączne pożądania, które też dobywały się z serca Karmelity, zamknąłem oczy, cały świat zniknął przedemną! Czyż dlatego, Kolombanie, mam być człowiekiem nieprawego serca, nieuczciwym? Nie. Gdyż jak jestem Kamil de Ro-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/291
Ta strona została przepisana.