to jakieś wcielenie tego nocnego szatana, który ciśnie snem zdjęte piersi.
Wszystkie te nareszcie projekty małżeńskie, ten odjazd dla naradzenia się z rodziną, groźba powrotu zawieszona nad nią, nie jako promyk nadziei, ale jako połysk miecza, wszystko to nie mogło być niczem innem, jak tylko gorączkowym snem nocy letniej, w rozpalonym mózgu.
Tak, tak, wszystko to było snem!
Rzeczywistością było wielkie i prawe serce, które zwało się Kolombanem. Był to człowiek prosty, wysoki, silny, jednem słowem, człowiek! Ten mógł powiedzieć kobiecie: „Zamknij oczy i idź!“ i prowadzona przezeń mogła iść ślepo; ten mógł powiedzieć: „nie chcę!“ i usłuchałaby: „chcę!“ i byłaby posłuszną: „trzeba umrzeć!“ i umarłaby. Ten miał w sobie wielkość, szlachetność i wiarę; dobroć i siłę!
On to po trzech miesiącach nieobecności przybył, ażeby zażądać od przyjaciela sprawy ze skarbu, który mu powierzył...
Ale gdy biedna Karmelita podniosła głowę i zobaczyła około siebie wszystkie przedmioty należące do Kamila, nieszczęśliwe dziecko! zrozumiała, że ona przez jednę tylko noc wiosenną owinęła się około bretona, jakby we śnie, a amerykanin był straszną rzeczywistością.
Wszystkie więc łzy, mieszczące się w sercu kobiety, potokami wybuchły z jej oczu; płakała na swój błąd, płakała za kwiatem swych złudzeń na wiatr rzuconym, za szczęściem straconem; płakała za życiem złamanem na zawsze, jak ktoś płacze za matką lub za dzieckiem. Załamała ręce z rozpaczą, jęczała głośno i rzucała na otaczające przedmioty oczyma lwicy, ukąszonej przez jadowitego węża.
Wstała i wielkiemi krokami przechodziła się po pokoju, zadyszana, z okiem pałającem.
Gdyby rzeka przepływała pod jej oknem, byłaby się niezawodnie w wodę rzuciła.
Jak gdyby powzięła jakieś rozpaczliwe postanowienie, poszła do okna i otworzyła. Wzrok jej zmierzył odległość okna od bruku. Było to pierwsze piętro, a więc śmierć niepewna. Cofnęła się z jękiem wściekłości i bólu. Ale nagle oczy jej, piękne oczy, smutne i rozpaczy łzami zalane, zaiskrzyły się, spocząwszy na jakimś przedmiocie.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/298
Ta strona została przepisana.