powiedziała Karmelita, a ponieważ ty sam nic nie czynisz bez rozumnego powodu, więc słusznie żądasz, ażebym ci wytłómaczyła. Otóż, to poruszenie głową, mój drogi przyjacielu, jest dowodem mojego niedowierzania... Ja nie mam twej przezacnej ufności, bo nie jestem jak ty doskonałą, od chwili gdy Kamil odjechał zwątpiłam o jego powrocie; upłynął rok, a ja wątpię jeszcze bardziej.
— O! mylisz się Karmelito, zawołał Kolomban, czyż nie znasz przesądów, jakiemi przesiąkłe są rodziny amerykańskie? Jedyna przeszkoda do powrotu Kamila leży w tem, bądź przekonaną, że Kamil walczy przeciw tym przesądom; pod lekkomyślną powierzchownością ma on serce prawe i uczciwe, i żałuję, Karmelito, że mając sposobność ocenienia go, nie wyrobiłaś lepszego o nim wyobrażenia.
Karmelita westchnęła.
— To ty, Kolombanie, rzekła, jesteś sercem złotem; to ty widzisz wszędzie dobro, bo masz je w sobie. Powiadasz, że miałam sposobność ocenić Kamila... Tak, mój drogi, oceniałam go i dlatego właśnie powtarzam, Kamil nie wróci.
— Ale zkąd ci przyszło takie krzywdzące przekonanie Karmelito?
— Z trzymiesięcznego wspólnego pożycia, podczas którego zrozumiałam go nie pytając, poznałam nie badając... Można żyć z przyjacielem dwadzieścia lat i nie być poznanym, gdy tymczasem w obec kobiety są chwile, w których mimowolnie mężczyzna się zdradza; takim ja sposobem doszłam do poznania istotnego charakteru Kamila. Nie chcę obarczać nieobecnego posądzeniem, ale z tego poznania wynikło, że doznałam oziębłości, następnie niesmaku a potem zwolna pogardy. Że Kamil kocha mnie w pewien sposób, nie przeczę. Ale on ma dla mnie tę lękliwą przyjaźń, jak zły uczeń dla nauczyciela, a posiadanie mnie więcej próżność, niż miłość jego zadawalnia. Nie przeczę, że w chwili opuszczenia, we wstrząśnieniu jakie sprawia rozłąka miał zamiar powrócić. Nawykły do łatwej miłości pewnych kobiet, dziwił się, gniewał nawet wewnętrznie, że przy mnie znajdował codzienną przeszkodę, opór każdej chwili; on raz tylko podszedł mnie, i na tem koniec, i ta walka, którą oczy o tysiąc mil od nas, trzyma go wciąż na uwięzi. Ale wierzaj mi, mój przyjacielu, ja dla Kamila jestem ceną zwycięztwa, nie zaś celem istotnego przywiązania.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/303
Ta strona została przepisana.