Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/306

Ta strona została przepisana.

ona Kolombana całą mocą duszy, całą silą żalu, całą wielkością swych wyrzutów.
Widząc go tak smutnym i zarazem tak dumnym z prawości swego przyjaciela, uczula prawie nieprzepartą chęć rzucić mu się na szyję i wyznać otwarcie miłość, ale surowe czoło młodzieńca wstrzymało ją i zmusiło do wejścia w siebie. Miłość ta, która opanowywała ją z każdym dniem więcej, nie była już miłością, było to coś więcej: uwielbienie, jakiem przejmuje istota wyższa, prawie nadludzka.
Gdy patrzyła na niego ukradkiem i pożerała go oczyma, gdyby był wtedy Kolomban uchwycił jedno takie spojrzenie, to jakkolwiek prostoduszny i skromny, byłby wyczytał wszystko.
Pewnej nocy zimowej, kiedy ziemia okryta była białym kobiercem, Karmelita stojąc pomimo mrozu przy oknie sieni, z oczyma skierowanemi na lampę w pokoju Kolombana, spostrzegła otwierające się drzwi, a młody breton wyszedł na palcach, tak jak ona często czyniła, skierował się w stronę domu i zniknął.
Pierwszem poruszeniem Karmelity, było uciec do pokoju. Ale ciekawość wzięła górę; otwierając wreszcie i zamykając drzwi, byłaby obecność swą zdradziła. Przytuliła się więc do framugi okna i czekała. Skrzypienie schodów oznajmiło, że Kolomban wchodzi na górę.
Młodzieniec oparł się o mur przeciwległy ostrożnie, ażeby go nie słyszano. Chwilami rękę, którą trzymał na sercu, odrywał od piersi i niósł ku oczom, jakby łzy ocierając.
Było to wyjaśnieniem dla Karmelity.
Po co on przyszedł pod jej drzwi, jeżeli nie po to co i ona nieraz czyniła przy drzwiach jego? Jakież łzy wylewać mógł, jeśli nie gorące łzy miłości i gorzkie łzy żalu. I w samej rzeczy, niebawem cichy płacz Kolombana, zamienił się w łkanie.
Karmelita przycisnęła rękami usta, bo czuła, że z nich lada chwila wybiedz może okrzyk: „Kocham cię! kocham cię!“ Ale jednocześnie, sto razy na minutę, głosem równie szybkim, jak uderzenia jej serca, powtarzała: „Boże bądź błogosławiony! on mnie kocha! on mnie kocha! on mnie kocha!“ Jakąż szaloną chęć miała rzucić mu się na szyję i u-