Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/310

Ta strona została przepisana.

kładąc obie ręce na głowę młodzieńca, a twarz jego opierając na kolanach, odsuwam moje prawa i obowiązki i radzę się tylko serca. Mało mnie obchodzi odpowiedzialność przed Bogiem i ludźmi; wiem co odpowiedzieć ludziom i Bogu, bylebym się przed tobą tylko, mój przyjacielu, usprawiedliwiła.
— A ja, czy myślisz, Karmelito, wyrzekł zcicha młodzieniec przez pół zwyciężony, zdołam zapomnieć przysięgi uczynionej Kamilowi? A choćbym jej i nie uczynił, czy sądzisz, że zdradziłbym Kamila? Dlatego to powiadam ci, że trzeba prosić Boga o siły i rezygnację.
— Nigdy! nigdy, Kolombanie! zawołała dziewica z gwałtownością.
— Karmelito! Karmelito!
— Jakże chcesz bym prosiła Boga, ażeby mi odjął pierwiastek życia, odejmując miłość i dając na jej miejsce rezygnację, tę cnotę bezwładną i bezpłodną? Ty nie wiesz, że bez ciebie, bez twej obecności, bez miłości twojej, byłabym już umarła lub zagrzebała się żywcem w klasztorze? Już zamierzyłam to w dniu odjazdu Kamila, rzucając na wiatr kwiaty naszej biednej róży; i to dzięki tobie, dzięki tej miłości życia, jaką tchnąłeś we mnie, zamiaru tego zaniechałam... I chcesz, ażebym zapomniała, że to ty mnie ocaliłeś, Kolombanie?
— Dlatego, Karmelito, chcesz mnie zgubić razem z sobą?
— Czy to znaczy zgubić się, cierpieć, umrzeć, jeżeli zgubę, cierpienie, śmierć dzielić będziemy wspólnie?
— Karmelito! na imię nieba!...
— Pomyśl tylko Kolombanie, że ja zapomniawszy ciebie na tym świecie, myśleć o tobie będę na tamtym.
— Cóż więc czynić?
— A, nareszcie zaczynasz rozmyślać! rzekła Karmelita ze śmiechem, który dreszczem przejął Kolombana. Co czynić? Właśnie też!... O! myślałam o tem oddawna, co nam czynić należy.
— Mów zatem, mów! zawołał Kolomban wciąż na kolanach i chwytając głowę oburącz, jakby się obawiał oszaleć.
— Są tylko dwie alternatywy, Kolombanie.
— Jakie?
— Opuścić ten dom, uciec, żyć zagranicą, na końcu świata, w ustroniu Indji, na jakiej z wysp Oceanji... w zapomnieniu...