widzę się przyczepionym do przestrzeni niepojętej, nie wiedząc dlaczego tu a nie gdzie indziej i dlaczego krótka chwila bytu mojego, szybka błyskawica między dwiema nocami, należy raczej do tej godziny wieczności, jak do poprzedniej lub następnej. Zewsząd widzę tylko nieskończoność, w kórej ginę jak atom!...
A skoro w ciągu ostatnich ośmiu lat przeszłego wieku; skoro przez piętnaście lat wieku bieżącego, zginęło cztery miljony ludzi, poświęconych kilku skrawkom ziemi, zwących się „granicami“ i sławie człowieka zowiącego się „zdobywcą;“ toż ja obawiałbym się poświęcić sobie samemu i kobiecie, którą kocham i z którą umieram, tę trochę dni, które mi zostają? Przyznaj bracie, byłoby to niedorzecznem, głupiem, tak w porządku fizycznym, jak moralnym.
Oto co piszę dla kapłana, myśliciela, filozofa: dla kapłana, który, wiedząc ile wycierpiałem, wzniesie za mnie do Boga czyste ręce i umysł wolny od wszelkiej namiętności; dla kapłana, który nie pozwoli jakkolwiek mało chrześciańską była śmierć nasza, ażeby ciała nasze zeszły do grobu bez modlitwy, a przynajmniej bez pożegnania.
A teraz odzywam się do przyjaciela:
Drogi mój Dominiku! przyjacielu serca mojego! Jutro rano, jak tylko odbierzesz ten list, przyjedź do Bas-Meudon, znasz dom w którym mieszkam. Wejdziesz tam i zastaniesz, spoczywające na jednem łożu zwłoki młodzieńca i dziewicy, którzy umarli dlatego, ażeby nie rumienić się za siebie ani przed Bogiem, ani przed ludźmi.
Tobie, tobie jednemu, drogi przyjacielu, zlecam ostatnią posługę około naszego pogrzebu.
Nie mogliśmy żyć razem na tym świecie; nie mogliśmy należeć do siebie, pragniemy przynajmniej spoczywać w tej samej trumnie przez wieczność. Każ więc zrobić trumnę dużą, kochany Dominiku, ażeby oboje nas pomieścić mogła; zbierz ostatnie kwiaty róży, którą zastaniesz w naszym pokoju i posyp nas tem kwieciem, potem potrzebować tylko będziemy twych modłów.
Ale pozostanie jeden człowiek, któremu ciebie będzie potrzeba, drogi przyjacielu mojego serca — to mój ojciec! Jak tylko ostatnią posługę oddasz synowi, wyjedziesz zaraz do Bretanii; wszak nic cię nie zatrzyma w Paryżu, nieprawdaż? Zastaniesz go we łzach: nie usiłuj pocieszać go, płacz z nim.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/316
Ta strona została przepisana.