prefekt odezwał się surowo: trzeba raczej było pani powiedzieć: Trzy Cnoty. I było to prawdą.
Regina stanowiła wiarę, Lidia nadzieję, Fragola miłość. Żegnam was, Wiaro, Nadziejo, Miłość! Żegnam was, siostry moje!
Niech nieobecność moja bardziej was jeszcze ścieśni; kochajcie się silniej jeszcze jeśli można; miłość tylko znaczy coś na tym świecie. Starajcie się żyć tą miłością, która mnie śmierć zadaje, nie mogę wam życzyć szczęśliwości większej. Pozostawiam wam jedyną mą własność na ziemi, jedyny mój skarb: różę białą — jeżeli ona nie umrze razem z nami. Pielęgnować ją będzie każda z kolei; zachowacie jej kwiaty i co 15-go maja, w rocznicę urodzin moich, przyjdźcie razem rozsypać je na mój grób. Tak i ja, pewnej wiosennej nocy rozsypywałam wszystkie moje na tym świecie radości.
Przeproście za mnie naszą panię ochmistrzynię. Nazywała mnie ona, pamiętacie, swym „różowym ptaszkiem“, powiedzcie jej, że ten różowy ptaszek, lękając się ołowiu myśliwca, wrócił do lazurowych przestrzeni.
Znajdziecie przy mnie ten list; na nim pod waszym adresem leżeć będzie symfonia, którą ułożyłam. Zdaje mi się, że byłabym mogła zostać wielką artystką. Utwór ten przypisany jest wam wszystkim trzem, bo pisząc go myślałam o was. Ma on tytuł: „Gniazko słowicze“.
Raz tego lata, widziałam spadające z drzewa gniazdko słowików, które burza zabiła; jest piorun dla ptaków zarówno jak dla ludzi!... to przedmiot mojej symfonii, której wyuczycie się i grać będziecie na pamiątkę moją. Biedne ptaszęta! One są obrazem złudzeń, które żywiłam całe życie moje i które zginęły zaledwie rozwinięte.
Żegnam was po raz ostatni, bo czuję, że mimowoli łzami oczy nabiegają, a gdyby te łzy spadły na mój list, zatarłyby wyrazy szczęścia, które nakreśliłam. Żegnam was, siostry moje!
Po skończeniu tego listu, napisała trzy inne, które były prostem zaproszeniem na jutro, na godzinę siódmą zrana.
Potem zawołała ogrodniczki.
— Czy dziś zabierają jeszcze listy? zapytała.
— Tak pani, odpowiedziała Nanetta, mogą odejść dziś jeszcze o godzinie czwartej po południu.