tknięciem gadu, a obracając się do swego towarzysza malarza, nie mógł powstrzymać się od wyrażenia:
— Ah, Petrusie! gdzieżeś ty nas zaprowadził!
Ale Petrus improwizował nowy system obrony.
Przy okrzyku: „na noże! na noże!“ który powtarzali czterej rozwścieczeni, gdyż cieśla i węglarz, po odzyskaniu głosu, należeli do tego chóru gróźb, Petrus odpowiedział krzykiem: „do barykad!“ który nie jeden raz powstawał w Paryżu od pamiętnego dnia, co nadał nazwę historyczną temu systemowi obrony. I wołając: „do barykad!“ Petrus ciągnął za sobą Roberta, zmusił Ludowika do powstania, i z dwoma towarzyszami schronił się w zakąt, który odgrodzili natychmiast od reszty sali wałem stołów i ławek. Petrus nadto skorzystał z chwili rozejmu, jakkolwiek krótkiej, którą mu dało zwycięztwo, by zerwać z okna niegdyś złocony drążek utrzymujący firanki, drążek, który od początku bitwy był przedmiotem jego ambicji. Robert wziął swą laseczkę, Ludowik poprzestał na broni, jaką mu dała natura. W jednej chwili trzej przyjaciele stanęli za osłoną, za swą zaimprowizowaną fortecą.
— Patrzcie, rzekł Petrus do kolegów, pokazując w najodleglejszym kącie bastjonu kupę próżnych butelek, skorup od talerzy, muszli od ostryg, żelaznych widelców, noży bez trzonków, trzonków bez klingi; widzicie, że nam nie brak amunicji!
— Nie, rzekł Jan Robert, ale jak tam stoimy z cięciami i ranami? Ja zadać, zadałem, alem nic nie otrzymał.
— Ja zdrów i cały! odezwał się Petrus.
— A ty Ludowiku?
— Mnie się zdaje, że dostałem pięścią między szczękę i obojczyk, ale nie to mnie zaprząta.
— A cóż cię tedy zaprząta? spytał Robert.
— Chciałbym dowiedzieć się, dlaczego ten, z którym miałem do czynienia, tak mocno pachnie walerjaną.
W tej to właśnie chwili ryki tłumu dodały nowego zajęcia do zajęć już i tak poważnych, jakie mieli trzej nasi przyjaciele.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/33
Ta strona została przepisana.