Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/335

Ta strona została przepisana.

Pan Jackal wymienił kilka cichych słów z człowiekiem, ubranym czarno, który stał przy drzwiach. Człowiek ten wskoczył na konia uwiązanego przy karczmie o kilka kroków ztamtąd i ruszył cwałem.
— Zajmuję się waszym bakałarzem, rzekł pan Jackal do Salvatora i Jana Roberta.
Salvator odpowiedział niemem podziękowaniem głowy i wszedł do sieni. Zaledwie uszedł trzy kroki, gdy pies leżący na stopniach pierwszego piętra, skoczył ze schodów i położył łapy na jego ramionach.
— Dobrze, mój psie, dobrze, mój Rolandzie! tak, ona jest tam, wiem. Pokaż nam drogę Rolandzie.
Pies poszedł naprzód i zatrzymał się przed drzwiami pokoju Karmelity.
Pan Jackal, jako człowiek mający prawo wchodzić wszędzie, otworzył i wszedł w towarzystwie Salvatora i Jana Roberta.
Wtedy obraz pełen poezji przedstawił się oczom przybyłych.
Około łoża, na którem leżała Karmelita jeszcze odurzona, trzy dziewice modlące się na klęczkach. Trzy te dziewice, równe wiekiem i pięknością, ubrane były równie jak Karmelita w jednakowy a skromny strój uczennic zakładu Saint-Denis.
Na pierwszy zaraz rzut oka Jan Robert poznał Fragolę i spojrzał na Salvatora, aby mu ją wskazać, ale ten widział już ją i był spostrzeżonym: dotknął palcem ust, ażeby zalecić milczenie.
Nagle dwaj przyjaciele cofnęli się z przerażeniem. Zdawało im się, że ciało uczyniło jakiś ruch, a nie wiedzieli wcale, że Karmelitę Ludowik ocalił.
— Ha, ha! odezwał się pan Jackal z obojętnością ludzi nawykłych do podobnych widoków, ona więc nie umarła?
— Nie panie, odpowiedziała najwyższa z dziewic, która wzrostem i pięknością zdawała się panować nad dwiema innemi.
Jan Robert obejrzał się: dźwięk tego głosu nie zdawał mu się być obcym.
Poznał on pannę Reginę de Lamothe-Houdan.
— A młodzieniec? zapytał pan Jackal.
— Jeszcze mają nadzieję, odpowiedziała Regina, jest przy