Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/336

Ta strona została przepisana.

nim jeden miody lekarz i dopóty go nie odstąpi, dopóki jeszcze wszystko nie jest zupełnie stracone.
W tej chwili drzwi się otwarły, a ku wielkiemu ździwieniu Jana Roberta i Salvatora, wszedł Ludowik. Zrzucił z siebie przybór karnawałowy, posławszy konnego do domu po zwykłe ubranie.
— I cóż? odezwały się wszystkie głosy.
Ludowik potrzask głową.
— Jest przy nim ksiądz, odpowiedział, ja nie mam tam już co robić!
Potem, gdy mu wskazano Karmelitę ciągle niemą, i której oczy za otwarciem zdawały się nic nie widzieć.
— O! biedne dziecko! rzekł, dajcie jej pokój; zawcześnie, powróci i tak do życia.
— Panowie, rzekł pan Jackal do Salvatora i Jana Roberta, my jesteśmy tu tylko przypadkiem; zdaje mi się więc, że dobrze będzie, jeżeli pozostawiwszy chorą w ręku przyjaciółek, które nią się zajmą, gdy lekarz spisze jak najśmieszniej protokół, sami tymczasem udamy się do Wersalu.
Jan Robert i Salvator skłonili się na znak zgody.
Fragola wstała i szepnęła kilka słów do ucha Salvatorowi, który odpowiedział twierdzącem poruszeniem głowy.
Poczem, posłaniec i poeta odeszli tak jak przyszli w towarzystwie pana Jackala, który szedł naprzód.
Wszystko w dolnem mieszkaniu przygotowane było do opisania tego wypadku.
Drzwi od sieni były otwarte, a przez szyby od pawilonu widać było płonące gromnice.
— Czy chcesz rzucić kilka kropel święconej wody na te zwłoki i zmówić pacierz? zapytał Salvator poety.
Jan Robert skinął przyzwalająco i gdy pan Jackal dla nabrania myśli nos sobie zapychał tabaką, obaj udali się ku pawilonowi.
Kolomban leżał na łóżku: prześcieradło, zarzucone wzdłuż aż na głowę, rysowało sztywną formę, jaką śmierć nadaje ciałom.
Piękny mnich Dominikanin siedząc w głowach łóżka, z książką otwartą na kolanach, ale z głową wzniesioną, odczytywał modlitwy za umarłych, a łzy spływały mu z oczu.
Za wejściem dwóch młodzieńców z głowami odkrytemi i pochylonemi... wzrok jego przenosił się z kolei to na