kczemność, gdybym nie był pewien, że wieść ta przejmie was oboje radością... a szczególniej Karmelitę. Wasz przyjaciel
— I cóż, rzekł pan Jackal odbierając list, co o tem mówisz, panie Janie Robercie?
— Mówię, że to jest rozdzierające! odpowiedział młodzieniec.
— I niemniej wierzysz w Opatrzność?
— Wierzę.
— Czy chcesz, panie Janie Robercie, zapytał pan Jackal nos zapychając tabaką, ażebym ci powiedział, co to jest Opatrzność?
— Bardzo mi będzie przyjemnie, tembardziej, że z góry daję temu wiarę.
— Otóż, Opatrznością, mój kochany panie, jest dobrze urządzona policja. Jedżmy teraz do Wersalu zobaczyć, czy znajdziemy narzeczoną bakałarza.
A teraz, gdyby nas przypadkiem czytelnik zapytał głośno, o co Jan Robert zapytał Salvatora pocichu, gdy go razem z naczelnikiem policji wyprawiał do Wersalu, a sam pozostawał przy zwłokach Kolombana; gdyby nas przypadkiem, powiadamy, czytelnik zapytał: „Jakim sposobem pan Jackal mógł o w pół do ósmej zrana być uwiadomionym o wypadkach zaszłych w Bas-Meudon, pomiędzy północą a piątą zrana?“ odpowiedzielibyśmy:
Istniała wtedy instytucja, zwana „czarnym gabinetem“. Było to miejsce, gdzie kilkunastu urzędników zajmowało się tajemnie odpieczętowywaniem listów składanych na poczcie i czytaniem ich wpierw niż ci, do których były adresowane.
Dziś nie istnieje „czarny gabinet;“ rzeczy odbywają się otwarcie.
Pan Jackal skutkiem posłuchów obiegających o potrójnym spisku, republikańskim, orleanistowskim i napoleońskim, od dwóch miesięcy nie wzdrygał się w chwilach wolnych odbywać funkcję prostego urzędnika, tym sposobem pan Jackal spędził noc na odpieczętowywaniu i odczytywaniu listów.
List Kolombana do Dominika wpadł mu w ręce. Było to o wpół do piątej zrana mniej więcej.
Pan Jackal wsadził natychmiast na konia agenta i ka-