rzucił się do mieszkania filantropa, z okrzykiem: „dziecko! dziecko!“
Pan Gerard przechadza! się po ogrodzie i domyśli! się, że tłum zmierza ku niemu, ale snąć wyrazy: „dziecko! dziecko!“ wywarły bolesne wrażenie na jego nerwy, gdyż zastali go siedzącego na ławie w ogrodzie, a blady był bardzo i drżał jak liść. Gdy się jednak dowiedział, że chodzi o sześciomiesięcznego chłopca, wrodzona dobroć, która chwilowo ustąpiła przed uczuciem przerażenia, wystąpiła niebawem. Posłał po mamkę, ułożył się z nią i oznajmił, że zajmie się dzieckiem; położył jednak za warunek, ażeby chłopiec wychowywał się zdala od niego, gdyż strata dwojga ukochanych wychowańców zadała mu ranę w serce, którą widok dziecka rozjątrza. Mamka zabrała chłopca sierotę, na którego utrzymanie hojnie łożył pan Gerard.
Słowem z opowiadania postępków pana Gerarda, możnaby było ułożyć książkę pod tytułem:
„Moralność w czynie.“ Cała okolica powinnaby mu wystawić pomnik. Gmina winną mu była studnię na rynku; przekupnie drogę poprzeczną, o którą dopominali się od lat dwudziestu; kościół naczynia i obraz mistrzowski; mieszczanie zawdzięczali mu kilka domów odbudowanych własnym jego kosztem po pożarze, nadto wybrukowanie ulicy głównej.
To też ksiądz Dominik, którego spotkało kilku mieszczan i towarzyszyło do Vanvres, po tem, co mu o cnotach pana Gerarda opowiadali, zrozumiał niepokój wyryty na twarzach wszystkich, jak gdyby oczekiwali klęski publicznej. Widząc ogólne zmartwienie, brat Dominik zapytał swych przewodników, co to za choroba dręczy pana Gerarda.
— Zapalenie płuc, odpowiedziano.
— Tak, dodał ktoś, i to także dobry uczynek, ma spowodować śmierć sprawiedliwego.
Wtedy na wyścigi wieśniacy jęli opowiadać Dominikowi, jako dwa tygodnie przedtem pan Gerard przechodząc przez park, posłyszał krzyki przerażenia wychodzące ze stawu. Pobiegł z pospiechem w tę stronę.
Kilkoro dzieci nad stawem wołało ratunku, nie śmiejąc podążyć na pomoc jednemu, które wpadło do wody przypadkiem. Pan Gerard biegł spiesznie i był spocony, ale mimo to nie wahał się ani chwili i rzucił się do wody,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/344
Ta strona została przepisana.