— Dziękuję Marjanno, dziękuję, odezwał się pan Gerard, odpychając rękę dozorczyni, proszę cię tylko, żebyś zapuściła firanki i wyszła... Razi mnie blask.
Marjanna zasłoniła okna; mrok zaległ w komnacie oświeconej tylko lampką nocną.
Przez ten krótki przeciąg czasu pomiędzy wejściem Dominika a zapuszczeniem zasłon, młody ksiądz wpatrywał się w tę twarz tak niepodobną, jak powiedzieliśmy, do fizjognomji, jaką obiecywał sobie zobaczyć.
Brat Dominik był obdarzony zdolnością badania fizjognomji, jaką posiadają księża i lekarze. Według tego, co opowiadano o panu Gerardzie, brat Dominik wyobrażał sobie z góry twarz zgodną z wysokiemi przymiotami, jakie w nim chwalono. Przygotował się tedy ujrzeć człowieka o szerokiem czole, siedlisku instynktów wzniosłych; o śmiałem oku wypukłem, oznace dobroci; o nosie prostym, oznace siły; o nieco grubych wargach znaku miłości bliźniego. Co do wieku, nie pytał się i nie obchodziło go to; zdawało mu się, że dobrzy są pięknymi i że ponieważ starość nawet ma swoją piękność, przeto i pan Gerard pięknym będzie. Tymczasem na widok pana Gerarda, wszystko stało się dla księdza zawodem. Był to człowiek pięćdziesięcio-pięcio-letni, z czołem niskiem i wąskiem, z oczyma małemi, zapadłemi, barwy ciemno-szarej, które znikały czasami, pod drgającą i zaczerwienioną powieką czy to skutkiem obecnej bezsenności, czy dawnych nadużyć. Brwi gęste i siwiejące łączyły się na linji nosowej i tworzyły nad okiem łuk rozwinięty; nos zakrzywiony, szczupły, usta wielkie z blade mi i płaskiemi wargami, czyniły tę twarz podobniejszą do sępa, niż do ludzkiego oblicza.
Jakkolwiek choroba mogła tę twarz zmienić, nie trudno było się domyśleć czem była, gdy posiadała wyraz zdrowia. Fizjognomista taki jak ksiądz Dominik, uderzony został niskością duszy i podłością serca, jaką znamionowała całość tej fizjognomji.
Po za pewną pospolitą dzikością, właściwą drapieżnemu ptakowi, do którego porównaliśmy pana Gerarda, odznaczała tę fizjognomję nędzna powolność i nikczemna uległość woli istoty jakiejbądź, byle wyższą była pod moralnym i fizycznym względem; był to rodzaj wrodzonego u-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/347
Ta strona została przepisana.