rzej zwykle wyglądał, niż wczoraj... Zacząłem szukać domu wiejskiego, i raz wracając z Fontainebleau, spostrzegłem blisko Cour-de-France, o trzy mile od Paryża, ogłoszenie o sprzedaży wielkiego domu położonego w Viry...
— W Viry-Sur-Orge? przerwał ksiądz z tą samą intonacją z jaką wymówił: „w Vic-Dessos“, i wpatrując się w umierającego coraz więcej badawczo.
— Tak, w Viry-sur-Orge, powtórzył pan Gerard. Znasz, księże, tę miejscowość?
— Ze słyszenia; nie mieszkałem tam, nigdym nawet nie widział tej okolicy, odpowiedział ksiądz głosem nieco zmienionym.
Ale chory zanadto był zajęty własnemi myślami, by uważać, jakie opowiadanie jego budziło wspomnienia w słuchaczu.
Mówił więc dalej:
— Viry-sur-Orge leżało o jakie pół godziny drogi od miejsca, w którem się znajdowałem; pojechałem tedy do tej miejscowości i niebawem stanąłem przed domem, a raczej przed zamkiem, który później miał do mnie należeć.
Z kolei, ksiądz otarł czoło chustką. Zdawało się, że każdy okres opowiadania chorego, budził w pamięci jego odległe wspomnienia, jakby senne widziadła, którym napróżno starał się dać pozór rzeczywistości.
— Do domu dochodziło się, mówił pan Gerard, długą aleją topolową, a przeszedłszy przez przedpokój i jadalnię, wychodziło się po drugiej stronie na ogromny kamienny ganek z wysokości którego rozciągał się przed oczyma zdumionego widza obraz rzeczywiście czarujący. Był to park otoczony odwiecznymi dębami, odbijający się w pięknem i głębokiem jeziorze, które nocą wydawało się obszernem zwierciadłem srebrnem; wybrzeża tego jeziora okryte były trzciną i roślinami wszelakiej barwy i woni. Zwiedziłem dom; wnętrze godnem było powierzchowności. Był to słowem, stary zamek, umeblowany według najświeższej mody i zaopatrzony we wszelkie możliwe wygody. Oprowadzała mnie po zamku kobieta, będąca w służbie u poprzedniego właściciela. Spadkobiercy byli liczni, sprzedawano więc ten zamek dla podziału sukcesji. Kobieta owa nie miała w obec nieboszczyka charakteru ściśle określonego. Mianowała się jego „zaufaną“ i mówiono w okolicy, że odziedziczyła po zmarłym całą gotówkę, jaka znajdowała się
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/354
Ta strona została przepisana.