— Oddawna już, mówił dalej Jakób, zamierzałem wziąć do nich jakiego nauczyciela, lecz nie wiedziałem tylko kogo wybrać, gdy Bóg, chcąc mi zapewne dać spokój w godzinę śmierci, sprawił, że jeden z moich przyjaciół przybył z odległości dwustu kilkudziesięciu mil, by wyprowadzić mnie z kłopotu.
Rzeczywiście, w przeddzień, jakiś nieznajomy pytał się o Jakóba i nie chciał wymienić swego nazwiska, wprowadzono go do jego pokoju, gdzie siedział z godzinę.
— Chcesz mówić o tym człowieku, który był tu wczoraj? zapytałem.
— Tak, odpowiedział, człowieka tego znam oddawna. Ale jakkolwiek mało go widywałem, mogłem ocenić jego prawość i dobroć, a w kilku razach, gdzie dzielnie nadstawił głowy, mogłem męztwo jego ocenić. Niewielu ludzi natchnęło mnie odrazu sympatją, którąby czas tak usprawiedliwił; oddał mi niegdyś przysługę, za którą wdzięczny mu będę do śmierci...
Młody mnich z wzrastającą uwagą słuchał opowiadania chorego; od niejakiego czasu zdawało się, że opowiadaniu to w jakimś nieznanym punkcie stykało się z nim osobiście.
Pan Gerard mówił dalej:
— Sprawy natury niezmiernie ważnej, interesy dotyczące najwyższej kwestji politycznej tego kraju, sprawy i interesy, które ja znam, ale których mi niewolno zwierzyć nawet tobie, dodał mój brat, zmusiły go dwukrotnie do opuszczenia Francji, a teraz skłaniają go do powrotu i do ukrywania się. Wczoraj prosił mnie, ażebym mu dał schronienie przeciw ścigającym go nienawiściom i podejrzeniom, które zkądinąd zaszczyt mu tylko przynoszą. Bracie, ja temu człowiekowi chciałbym kierunek dzieci moich powierzyć...
Oddech mnicha stawał się coraz bardziej przyspieszonym, coraz częściej Dominik chustką przecierał czoło. Odbywał walkę wewnętrzną, ulegał głębokiemu moralnemu wzruszeniu, do tego stopnia, że aż chory to zauważył.
— Czy słabo ci ojcze? zapytał przerywając opowiadanie, a może ci czego potrzeba? Jeżeli tak, to zadzwoń na Marjannę. Potem głosem cichym dodał: Jeszcze na długo starczy mi, niestety! bo ile mogę, opóźniam straszliwe wyznanie... Miej cierpliwość, ojcze, błagam cię!
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/357
Ta strona została przepisana.