żnemi. Zbliżył się więc do tego człowieka z mniejszym na pozór wstrętem i zapytał, czy mu czego nie potrzeba.
— Mój bracie, odpowiedział chory, daj mi łyżkę tego kordjału, co stoi nad kominkiem... Choćbym miał umrzeć z utrudzenia, muszę ci wszystko wypowiedzieć od razu.
Mnich podał mu lekarstwo; zaledwie połknął je chory, zdawało się, że istotnie odzyskał nieco sił i dając znak Dominikanowi, aby usiadł w głowach łóżka, mówił dalej:
— Dał mi więc brat kopię testamentu; daremnie protestowałem przeciw jego względem mnie szczodrobliwości, nie chciał słuchać i zamknął wszelką rozprawę odpowiadając, że brat człowieka, który dwa miliony majątku pozostawia dzieciom, nie powinien, choćby nawet w oczach własnych synowców, uchodzić za żyjącego ich kosztem, jak obcy pasożyt. Przyjąłem więc z sercem pełnem smutku i wdzięczności; gdyż aż dotąd, mój ojcze, zasługiwałem na nazwę uczciwego człowieka, której teraz nieprawnie używam i byłbym rad poświęcić majątek nietylko ten, jaki mi brat zapisywał, ale i mój osobisty, gdybym go miał, byle ocalić życie biednego brata, albo je przynajmniej o lat kilka przedłużyć. Nieszczęściem, choroba była śmiertelną i nazajutrz po tej rozmowie, zaledwie mógł Jakób uścisnąć rękę... twojego ojca, wyrzekł chory z wysileniem, który po południu przybył do zamku. Nie będę ci ojcze opisywał pana Sarranti, ale pozwól mi powiedzieć słów kilka o wrażeniu, jakie na mnie obecność jego uczyniła. Nigdy, przysiądz mogę przed Bogiem i przed tobą, nigdy oblicze ludzkie nie wzbudziło we mnie większego współczucia, głębszego szacunku. Prawość stanowiąca główny rys jego fizjognomii, mimowolnie obudzała ufność; od pierwszego widoku, można mu było otworzyć ręce i serce! Tego zaraz wieczora osiedlił się u nas na prośbę Jakóba, który oświadczył, że chce oczy zamknąć między swymi najlepszymi przyjaciółmi, to jest między panem Sarranti i mną. Zaledwie przybył wszedł do mego pokoju i rzekł:
— Nie miej mi za złe, panie Gerardzie, że zaraz przy wejściu do tego domu, chcę pana prosić o ważną przysługę.
— Słucham, odparłem, szacunek i przyjaźń, jaką brat mój ma dla ciebie, upoważniają mnie do powiedzenia ci, że serce moje i dostatek mój do ciebie należą!
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/365
Ta strona została przepisana.