ciec śpi, a wtedy starszy, Wiktor, (nie wiem ojcze, jak śmiem jeszcze wymówić to imię!...) starszy, który zaczyna! już mieć pojęcie o śmierci, zarzucił:
— Już nam raz powiedziano, że mama spi; już nas tak wydalono jednego rana i nigdyśmy odtąd nie widzieli mamy. Ojciec poszedł do niej i już go więcej nie zobaczymy.
Ale dziewczynka mająca zaledwie pięć lat, odpowiedziała:
— Dlaczegóżby ojciec i matka mieli nas opuszczać, skoro jesteśmy grzeczni, nic nikomu złego nie robimy, a kochamy się bardzo.
— O tak, biedne dzieci! Czemuż was ojciec opuścił, a nadewszystko, opuszczając, czemu was w takie oddał ręce.
I mówiąc to, chory spojrzał na swoje wychudłe ręce tak, jak lady Macbeth spogląda na swą rękę zakrwawioną, kiedy mówi te słowa: „O! wszystkie wody niezmierzonego oceanu nie wystarczą do omycia tej drobnej ręki!“
— Nareszcie, mówił dalej chory, dzieci odjechały, ale Gertruda z trudnością je powstrzymać mogła, wyciągały rączki, krzycząc:
— My chcemy ucałować ojca!...
Musiano pozamykać szyby. Zajęliśmy się tedy spełnieniem ostatniej posługi, dla biednego brata. Nie wyraził żadnego szczególnego życzenia co do pogrzebu; złożyliśmy ciało jego na cmentarzu Viry. Jak przyrzekł, pan Sarranti wyszedłszy z cmentarza udał się do Fontainebleau. Miał nazajutrz lub pojutrze powrócić z dziećmi, ale przed rozłączeniem się, we łzach obydwa na wspomnienie tego, któregośmy stracili, rzuciliśmy się w objęcia swoje... O! przebacz mi, żem oskarżył, zbezcześcił człowieka, którego przyciskałem do serca! zawołał chory zwracając się do brata Dominika, ale dzięki Bogu, ta przynajmniej zbrodnia naprawioną być może.
Mnich, jak powiedzieliśmy, niecierpliwy był dosłuchania końca tej spowiedzi, którą sam chory mianował straszną, tak straszną, że jakkolwiek osłabiony, o ile mógł odciągał jej zakończenie. Prosił więc pana Gerarda, ażeby mówił dalej.
— Tak, tak, szepnął tenże, w tem właśnie trudność! Wolno jest podróżnikowi, który w dwóch trzecich swej drogi szedł tylko po bogatych błoniach i bujnych równi-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/368
Ta strona została przepisana.