się pretensji. Jedyną rzecz, którą w niej dostrzegłem, były to dosyć piękne oczy, zęby bardzo białe i usta, których żywa i jakby krwawa czerwoność nasamprzód mnie uderzyła. Ale po śmierci brata, powoli tydzień za tygodniem, co dzień stawała się piękniejszą. Nasamprzód ukazały się wspaniałe włosy, aż granatowe z czarności, które wysunąwszy z pod czepka, porobiła z nich bogate warkocze. Potem szyję, ozłoconą jak kłos w lipcu, wysunęła z pod wysokiego kołnierzyka, dalej kibić giętką i wciętą ujęła w stanik z czarnej żałobnej materji; nóżkę hiszpańską, którą wydobyła z zakrywającego ją ciżemka, a ujęła w bucik z czerwonemi wstążeczkami; to nareszcie dowcipne i przyjemne słówka wygłaszane w narzeczu baskijskiem o naszych górach, które mnie wydawały się jakoby echem stron rodzinnych. Wszystkie te zmiany odbyły się w niecałe trzy miesiące, ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich współmieszkańców domu, którzy pod szarą poczwarką nie domyślali się świetnego motyla. Dla kogo wreszcie Orsola podejmowała wszystkie te zachody? Niepodobna było wiedzieć; nie rozmawiała nigdy z nikim jeśli potrzeby domowe tego nie wymagały i siedziała w swoim pokoju przez cały czas, jeśli nic potrzebowała uwijać się po arystokratycznych komnatach zamku. Zapewne więc dla siebie samej! Musiała ta niewinna zalotność niepodobać się jej dawnemu panu, i powoli chciała się Orsola przekonać, czy nowy pan będzie tak surowym jak dawny. Jej nowym panem byłem ja! Pozwól mi opowiedzieć wszystkie pokusy tej kobiety, której za pierwszem widzeniem byłbym dał czterdzieści lat, a która, w miarę zdejmowania dawnego stroju, zdawała się razem zdejmować lata, tak, że po trzech miesiącach byłbym jej nie dał ani trzydziestu. Jest to jedyne tłómaczenie sromotnego wpływu, jaki ta niegodna istota zyskała wreszcie nademną. Jakem ci mówił, straciłem żonę będąc bardzo młodym, i to po dość smutnych latach małżeństwa. Ponieważ byłem silnie zbudowany, więc lubo przy południowym temperamencie namiętności moje mogły czas jakiś zagłuchnąć, ale musiały się niezawodnie kiedyś ocknąć, nie dziś to jutro. Kilka razy zauważyłem, że patrzyłem z pewnem zajęciem na tę kobietę; kilka razy zdziwiłem się, że myślałem o niej w jej nieobecności. Co do Orsoli, zdawało się, że ona tyle tylko uważa na mnie, ile wypadało z jej względem ranie sta-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/371
Ta strona została przepisana.