i chcąc dojść do ostatniego słowa tej bezinteresowności, wziąłem wszystko złoto jakie miałem w kieszeni, dodałem je do tego, co było w sakiewce i znów podałem, ale bezskutecznie. Zapytałem o przyczynę odmowy.
— Pierwszą i najgłówniejszą przyczyną jest ta, którą już panu powiedziałam: spełniłam tylko obowiązek, a kto tylko obowiązek spełnia, ten nie ma prawa do nagrody, przytem, dodała uśmiechając się, jest jeszcze druga...
— Jaka? zapytałem.
— Gdyż względnie, ja jestem równie bogatą jak pan.
— Jakim sposobem?
— Mój dawny pan zostawił mi trzydzieści tysięcy franków, to jest pięćset franków dochodu rocznie. Mogę powrócić do mojej rodzinnej doliny Savines i z tym funduszem żyć jak królowa.
— Dlaczego więc, zapytałem, pozostałaś za tak małe zasługi?
— Znowu dla dwóch przyczyn, odrzekła, byłam od dziesięciu lat w tym domu i bardzo życzyłam sobie w nim pozostać.
— To pierwsza przyczyna, a druga? rzekłem.
— Druga! odparła lekko rumieniąc się, druga, że od pierwszego wejrzenia czułam się przyciągniętą do pana i miałam sobie za przyjemność wejść do służby...
Schowałem sakiewkę do kieszeni, zawstydzony, że znalazłem tak wysokie uczucie w kobiecie, którą dotąd uważałem za prostą sługę.
— Orsolo, rzekłem, od jutra weźmiesz kobietę, do tego coś sama robiła dotąd i poprzestaniesz na dozorowaniu służących.
— Dlaczego pozbawiasz mnie pan przyjemności nie pozwalając, abym sama panu posługiwała? Czy to taka ze strony pańskiej nagroda?
Powiedziała te kilka słów tonem naturalnym.
— Niech i tak będzie, odpowiedziałem, obsługuj mnie nadal, kochana Orsolo, skoro utrzymujesz, że to dla ciebie przyjemność, ale mnie tylko samego. Jan zajmie się panem Sarranti.
— O dobrze! zawołała, przyjmuję, będę mogła jeszcze staranniej obsłużyć pana.
Potem, ponieważ pokój mój już uporządkowała, wyszle z godnością, nie domyślając się lub przynajmniej udając,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/374
Ta strona została przepisana.