same prześladowania co przy ogrodniku, rozpoczęły się znowu, tylko uciążliwsze, straszliwsze. Co noc, podległy złowrogiemu wpływowi szatana, który mnie trzymał na uwięzi, przyrzekałem odprawić nazajutrz Gertrudę, co rana cofałem przyrzeczenie. Orsola zamknęła mi wejście do swego pokoju jak przedtem, ale wytrzymałem tę próbę.
Wyznam, że wtedy nie wypiłem jeszcze całego wstydu, do tego stopnia, by stawić czoło wyrzutom pana Sarranti i znieść łzy dzieci. Wtedy to Orsola powróciła pierwsza.
Pożałowała nowego kaprysu i przyszła prosić o przebaczenie.
Domyślasz się, mój ojcze, z jaką je udzieliłem radością.
Ten zwrot ku mnie Orsoli zbiegł się z dwiema okolicznościami, które wówczas wydały mi się małoznaczącemi, ale o których ważności później dopiero przekonać się mogłem.
W przeddzień, Jan prosił mnie, ażeby go uwolnić na dwa dni, bo mu potrzeba było uregulować jakiś drobny spadek w Joigny, a zrana pan Sarranti zawiadomił nas, że obecność jego potrzebną jest w Paryżu na dwa lub trzy dni. Po wydaleniu się Jana i pana Sarranti, jedynemi osobami co pozostały w zamku, było dwoje dzieci, Gertruda, Orsula i ja. Zwróciłem na to uwagę Orsoli.
— Czyż ja nie jestem już twoją sługą przy łożu i przy stole? odpowiedziała.
I dodała do tej odpowiedzi uśmiech wróżący mi podwójną uciechę, jaka mnie czekała.
Nadeszła noc: wieczerza była zastawiona jak zazwyczaj, w pokoju Orsoli. Zamknęliśmy się o godzinie dziesiątej. Nigdy żadna bachantka nie przywodziła kochanka swego do upojenia gorętszemi ponętami: zdawało mi się, że zamiast wina piję płomień napalony od błyskawicy joj oczu! Około jednenastej usłyszałem jakby jakieś odgłosy narzekań.
— Co to takiego? zapytałem Orsoli.
— Nie wiem... zobacz kto narzeka.
Próbowałem wstać z krzesła, ale nie uszedłszy trzech kroków, opadłem w fotel.
— Masz oto, wypij ten ostatni kieliszek wina a ja pójdę zobaczę, co się tam dzieje.
Nadchodziła chwila, w której już nie byłem w stanie nic innego robić prócz tego, co mówiła Orsola. Wychyliłem kieliszek do ostatniej kropli, a wtedy ona wyszła. Nie
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/382
Ta strona została przepisana.