pił witryolu. Wyszedłem, przebyłem ogród, zataczając się stanąłem na polu, ale zaledwie uszedłem dwieście kroków na drodze do Morsang, kiedy drzewa zaczęły mi się kręcić, niebo wydało się ognistem, a ziemia z pod nóg mych ustępowała. Upadłem na skraju drogi. Nazajutrz znalazłem się w łóżku; zdawało mi się żem wyszedł z rąk straszliwej zmory! Zadzwoniłem. Przybiegła Orsola.
— Czy to prawda, że Gertruda umarła, czy mi się śniło?
— Prawda, odrzekła.
— Ależ... dodałem wahające, umarła... otruta!
— Bardzo być może.
— Jakto, być może? zawołałem.
— Tak, rzekła Orsola, tylko strzeż się wspominać o tem; gdyż, ponieważ nic nie przyjmowała tylko z mojej ręki lub z twojej, to mógłby kto powiedzieć, że myśmy ją otruli.
— A dlaczegożby to miano powiedzieć?
— Ha! spokojnie odpowiedziała Orsola, świat taki złośliwy!...
— Ależ, trzebaby zaznaczyć powód takiej zbrodni, rzekłem cały wystraszony.
— Znaleźliby jeden.
— Który?
— Powiedzianoby, że się naprzód pozbyłeś dozorczyni, ażeby następnie łatwiej pozbyć się dzieci, po których masz wziąć spadek.
Wydałem okrzyk i schowałem głowę pod kołdrę.
— O! nieszczęśliwy, szepnął mnich.
— Zaczekaj! zaczekaj! odezwał się umierający, to jeszcze nie koniec... tylko nie przerywaj mi, czuję się bardzo słabym.
Brat Dominik słuchał, z piersią dyszącą, z sercem ściśnionem.
Pan Gerard mówił dalej:
— Śmierć Gertrudy nie obudziła żadnych podejrzeń; wznieciła tylko wielką boleść. Dzieci nadewszystko były niepocieszone. Orsola chciała przy nich zastąpić Gertrudę,