ale miały do niej odrazę, szczególniej mała Leonja patrzeć na nią nie mogła.
Ja zapadłem w głęboką melancholję; przez jakie cztery, czy pięć dni sam na ten raz zamknąłem się w pokoju. Pan Sarranti powrócił, usiłował pocieszyć mnie po tym wypadku. Rozumiał, że żal mi dobrej i wiernej sługi, ale nie pojmował zmartwienia wyglądającego prawie na wyrzut. Przełożył mi, ażeby wziąć inną kobietę do dozoru dzieci, ale dzieci ani słyszeć o tem nie chciały, a ja obawiając się oporu Orsoli, użyłem ich wstrętu na to, by nie zastępować Gertrudy przez żadną inną kobietę. Orsola prowadziła dalej dom, jak gdyby nic nie zaszło, pozostając zawsze w odległości swego położenia i nie troszcząc się o mnie, upewniona bezwątpienia, że się jej nie wymknę. Raz spotkałem ją w sieni.
— Coby to było, zapytała mnie przechodząc, gdybym ja zamiast Gertrudy umarła?
— O! gdyby to ty! powiedziałem odnajdując w jej spojrzeniu ten płomień, który wlewała we mnie, gdyby to ty, to i ja umarłbym także!
— A więc, skoro to nie ja, to żyjmy razem! rzekła. Potem, z uśmiechem szatańskim: Czekać cię będę dziś, Gerardzie, odezwała się po baskijska.
— O! nie, nie! powiedziałem do siebie, nie pójdę!
Mój ojcze, mówił dalej umierający, naturaliści opowiadają o uroczej potędze zwierząt, mianowicie węży, które z gałęzi na gałąź sprowadzają ptaki, aż do swej otwartej paszczy.
Otóż, ojcze mój, zły duch udarował tę kobietę podobną potęgą: ja bowiem, opierając się aż do godziny jedenastej w nocy, czułem się nieprzezwyciężenie pociągniętym do jej pokoju; pomimo woli, ociągając się co krok, przebyłem korytarz, i stopień po stopniu wszedłem na schody złowrogie, na szczycie których ona mnie oczekiwała... Oświadczyłem ci, że nazajutrz po tych nocach, przepędzonych na orgji, pozostawało mi tylko głuche wspomnienie tego, com czynił lub mówił i tego, co czyniono lub też mówiono przy mnie... Otóż nazajutrz po tej nocy zdawało mi się, że pomiędzy Orsolą i mną o niczem nie było mowy tylko o rozkoszach, jakie można osiągnąć, posiadając ze dwa lub trzy miljony majątku. Przypominając sobie chociaż, niewyraźnie tę rozmowę, zadrżałem, gdyż nigdybym do ta-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/385
Ta strona została przepisana.